Agnieszka Sroczyńska: Kiedy filolog klasyczny zostaje redaktorem naczelnym pisma literackiego, nie może zlekceważyć literackiej spuścizny antyku. Sądząc po lekturze „wstępniaka” jak i całego numeru, Pan stawia sobie jeszcze większą ambicję - dotarcia z literaturą antyczną do czytelnika bez wykształcenia filologicznego. Taki był zamysł – czytelności i atrakcyjności przedstawienia tej literatury?
Jacek Hajduk: Powiedziałbym więcej: celem jest dotarcie z literaturą w ogóle, w całym jej spektrum, do czytelnika, i to niezależnie od jego wykształcenia. Chodziło o stworzenie takiego pisma, które nie dyskryminowałoby ani tych, którzy w czytaniu widzą tylko rozrywkę, ani tych, dla których jest to wielka przygoda intelektualna, ani wreszcie tych, którzy robią to zawodowo. I to właśnie było najtrudniejsze. Trzeba było znaleźć sposób, jak połączyć ogień z wodą: czytelność i atrakcyjność z wysokim poziomem artystycznym. I tutaj właśnie wkracza filologia klasyczna, dyscyplina, która była zawsze i jest wielką „nauczycielką umiaru”, kompasem wskazującym zawsze „złoty środek”. Daje ona zupełnie inną perspektywę, uczy czegoś, co nazwałbym intelektualnym dystansem. Wszelkie zjawiska, także oczywiście te literackie, widziane przez jej pryzmat nabierają zupełnie innych kształtów. Literaturę antyczną warto przypominać dlatego, że jest początkiem, źródłem, kontekstem, bez którego to, co na pierwszym planie, niewiele znaczy i niewiele mówi. Literatura współczesna bez tej samoświadomości jest jak cięte kwiaty, a „Czas Literatury” - jeśli miałbym trzymać się tej florystycznej metafory - ma być nie kwiaciarnią, ale łąką.
Motyw „źródła” jest bardzo wyrazisty w tym numerze. Tadeusz Różewicz w jednym z wywiadów na pytanie dziennikarki – „A do czego zmierza Pan?”, odpowiedział – „Do źródeł”. Przypuszczam, że spodobałaby się jemu koncepcja powrotu do źródeł w piśmie literackim.
Bardzo się cieszę, że zwróciło to Pani uwagę. Tak, „źródło” to jeden z kluczy do pełniejszego odczytania całości numeru.
Jakimi priorytetami kierował się Pan przy doborze tematów i w budowaniu działów?
Różnorodność, szeroka perspektywa i wzajemna korespondencja.
Żeby nie stworzyć fałszywego obrazu pisma, dodam, że oprócz nawiązań do antyku, znajdują się w nim także teksty współczesne – poezja i proza zarówno polskich jak i zagranicznych autorów. Większość z nich posiada spory dorobek literacki. Czy to oznacza, że postawił Pan bardziej na doświadczenie niż „świeżą krew”? Czym Pan się kierował w doborze autorów?
Znów: różnorodność, perspektywa, korespondencja. Ale co do zasady: dorobek literacki nie będzie ani obciążał, ani faworyzował. Podobnie wiek.
Czy w przyszłości pismo będzie starało się promować również autorów nieznanych , „bez dorobku”?
Tak!
Bardzo mocną stroną pisma są przekłady utworów nieco zakurzonych lub całkiem nieznanych. Szczególnie zauroczył mnie przekład „Piotrusia Pana w Ogrodach Kensingtońskich” autorstwa Aleksandry Wieczorkiewicz. W pierwszej chwili wywołał lekką konsternację – dlaczego książka dla dzieci zasługuje na aż taką uwagę, by pisać o niej i zamieszczać fragment w premierowym numerze pisma literackiego? Jednak po lekturze braknie mi słów uznania dla takiego wyboru i słów zachwytu dla pracy tłumaczki. Chciał Pan rozbudzić wyobraźnię czytelnika? Przypomnieć o magii literatury?
Tak. Dokładnie o to chodziło: wyrwać czytelnika z „tu i teraz” i przenieść w świat niczym nieskrępowanej wyobraźni. Literatura powinna być przede wszystkim wielką przygodą.
Czy w kolejnych numerach możemy spodziewać się dalszego zainteresowania literaturą „dziecięcą”?
Jednym z zadań „Czasu Literatury” jest budowanie pomostów, także tych międzypokoleniowych.
„Pomosty” w dzisiejszej podzielonej, rozognionej od złej mowy (mówiąc najdelikatniej) Polsce są bardzo wskazane. Wierzy Pan, że literatura może spełniać rolę mostów, na których czasami się spotkamy – ludzie o różnych poglądach politycznych?
Tak, wierzę, że do pewnego stopnia może. Choć nie przesadzałbym z rolą, eksponowaną przez media, sporów politycznych. Podzielam zaniepokojenie takich intelektualistów jak np. Stanisław Vincenz, że „człowiek historyczny za bardzo zajmuje miejsce człowieka żyjącego swoim życiem, swoim własnym stylem i w swojej epoce.”
„Czas Literatury” nie ucieka od tematów drażliwych społecznie jak kwestia uchodźców, która pojawia się we wspaniałym eseju Jacka Bocheńskiego . Dotyka w nim też innych ważkich problemów globalnych. Ale to do Pana jako naczelnego należała decyzja o opublikowaniu tego materiału. Wspominam o tym, bo kiedyś usłyszałam, że nowo powstające pismo literackie powinno być „apolityczne” . Ta „apolityczność” miała dobrze służyć „wskaźnikowi czytelnictwa” i „niedzieleniu” Polaków. Rozumiem, że ma Pan w tej kwestii inne zdanie?
Dla jednego czytelnika polityczne będą słowa Jacka Bocheńskiego, dla innego uczynienie Ernesta Brylla bohaterem numeru. Mi pozostaje wyrazić radość, że pisarze o tak różnych temperamentach spotykają się na kartach naszego pisma. Czyż nie to jest budowaniem mostów? A dla porządku przypomnę jeszcze informację zamieszczoną na stronie redakcyjnej: „Redakcja nie odpowiada za poglądy autorów i zastrzega sobie prawo do publikowania artykułów, z których treścią się nie zgadza…"
Bardzo ciekawie zapowiada się dział „Pisarz w pracy”. Wychodzi naprzeciw oczekiwaniom szczególnie młodych próbujących tworzyć teksty literackie. To będą praktyczne wskazówki dot. warsztatu pisarskiego i praw autorskich, tak?
Tak. Dział „Pisarz w pracy”, pierwszy taki w polskiej prasie literackiej, adresowany jest do osób (nie tylko młodych) tworzących literaturę lub pragnących to robić, ale także do tych, którzy chcieliby przyjrzeć się twórczości literackiej z innej, warsztatowej perspektywy i poświęcić nieco uwagi problemom pracy pisarskiej.
Pismo będzie miało zasięg ogólnopolski? Gdzie będzie można je nabyć?
Tak, już od pierwszego numeru „Czas Literatury” będzie dostępny w Empikach i Kolporterach w całym kraju. W następnej kolejności także pewnie przez Internet.
Na koniec zapytam o te akcenty krakowskie. W pierwszym numerze są bardzo skromne choć wyraziste. Czy będą Państwo starali się nadal zachować „wstrzemięźliwą równowagę” w promowaniu krakowskich twórców?
Sformułowanie „wstrzemięźliwa równowaga” trafia w samo sedno. Nie jesteśmy pismem krakowskim, lecz ogólnopolskim pismem wydawanym w Krakowie.
Czego życzyć Redakcji?
Chyba tylko jednego: przeszkód. Bo, jak powiedział Umberto Eco, tylko w obliczu przeszkód ujawnia się kreatywność.
Odważnie. Ale po lekturze pierwszego numeru „Czasu Literatury” wcale się nie dziwię i już teraz gratuluję Redakcji zarówno odwagi jak i kreatywności.