Poznałam Anię Piliszewską w 2014 r. w Inowłodzu, przy okazji spotkania finałowego Konkursu Poetyckiego im. Tuwima, którego była laureatką. Nie miałam wówczas pojęcia, z jak bardzo utytułowaną poetką mam do czynienia. Ania od wielu lat bierze udział w konkursach literackich zajmując w nich czołowe miejsca. W drodze powrotnej z Inowłodza tylko mimochodem wspomniała o tych nagrodach, tłumacząc swój udział w konkursach głównie kwestiami finansowymi. Prostodusznie wyznała, że czasem wykorzystuje je na załatanie dziur w domowym budżecie (np. na zrobienie drobnej naprawy w domu), rzadziej na jej skryte „fanaberie” (do których należy koszula z bufiastymi rękawami – cytuję - à la Mickiewicz). Wtedy też podzieliła się ze mną swoją fascynacją poezją Leśmiana. Cytowała z pamięci jego wiersze i wyraziła swój negatywny stosunek do prób poetyckich, w których język jest naszpikowany wulgaryzmami. Później zaczęłam poznawać jej twórczość bliżej i zobaczyłam to wszystko, o czym wspomniała w tej stosunkowo krótkiej acz treściwej rozmowie. Jak określił w swojej laudacji na cześć Ani Józef Janczewski:
„Jej warsztat poezji jest rozumny, subtelny, wyniosły i głęboki, a nawet wyrafinowany, a też charakteryzuje go wyszukana dyscyplina słowa. Nie na darmo jest laureatem kilkuset konkursów ogólnopolskich.”
Ja mam podobne odczucia, co do jej warsztatu, wypływającego z ogromnej świadomości słowa w ogóle, jak i dojrzałości posługiwania się środkami poetyckimi. Kiedy czytam wiersz Ani, nie mam wątpliwości, że jest wierszem (a nie hybrydą poezji i prozy lub wręcz prozą). Od dawna czekałam na ponowne spotkanie z nią. I wreszcie nadarzyła się okazja dzięki Fundacji czaAR(T) Krzywogońca, która w ramach nagrody w I Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Złotą Pszczołę” wydała tomiki dwóch laureatek, w tym tom Ani – „Tibi et igni” - i zorganizowała jego promocję w Klubie Dziennikarzy „Pod Gruszką” w Krakowie.
Ania jest osobą znaną w środowisku literackim, dlatego byłam przekonana, że na spotkanie przyjdzie sporo ludzi. Niestety, jak chyba nigdy wcześniej na żadnym z poprzednich spotkań autorskich, poczułam ogromne rozczarowanie, że przyszło zaledwie kilka osób. Nie wiem, czy to wina zbyt małego zasięgu informacji o tym wydarzeniu, czy gnuśność, zmęczenie ludzi, którzy literaturą się interesują i na takie spotkania przychodzą, zaważyły o niskiej frekwencji publiczności. Na szczęście znalazł się wśród niej Pan Józef, który rozpoczął spotkanie od cytowanej we wstępie laudacji na cześć Poetki. Zaiste była jej godna. Z całym tekstem można zapoznać się tutaj
Spotkanie wspaniale poprowadziła Grażyna Wojcieszko, przedstawicielka Fundacji czaAR(T) Krzywogońca, również Poetka. Wypytała Anię nie tylko o wiersze z tomu „Tibi et igni”, prosząc o interpretację kilku z nich, ale również o wiersze z poprzednich tomików, a nawet z wczesnej młodości. Ania na początku protestowała, że spotkanie jest promocją tomu ostatniego, ale pod stanowczym naciskiem prowadzącej (chapeau bas!), podzieliła się również tymi poprzednimi i przeczytała m.in. wiersze z tomu „Dziejba człowiecza” (2010). Widać i słychać było, że znaczą dla niej bardzo wiele. Wiążą się z jej fascynacją twórczością Leśmiana i są napisane w jej duchu. Nie obawiam się użyć stwierdzenia, że z wszystkich znanych mi poetek i poetów to ona najpiękniej do poetyki Leśmiana nawiązuje. Epigonizm nie jest zaletą, ale w tym przypadku zbliżenie się do poetyki tak trudnej warsztatowo świadczy o Autorce jak najlepiej. Jak zaznaczyła Pani Grażyna, poetyka tomu „Tibi et igni” nie odbiega daleko od tej w „Dziejbie człowieczej”. Książka tematycznie nawiązuje w całości do przyrody. Ania jest jej wielką admiratorką od zawsze, czego dała wyraz nie raz w swojej twórczości. W posłowie Karol Maliszewski (chapeau bas! po raz drugi) tak opisał to związanie poezji z przyrodą:
“W tych wierszach sugeruje się wyjątkowo mocną więź z przyrodą, ze zwierzętami i roślinami, ale także z tym, co ludzkie, a już ginące. Tak jakby starzec czy pozostawiona (w drewnianej chacie, w zapadłej wsi) staruszka potrzebowali większej uwagi, wsparcia ze strony poezji, ponownego przywołania. Piliszewska staje w obronie staroświecczyzny, która w tym ujęciu, jawiąc się jako wykluczona, potrzebuje – na równi z nękanymi przez człowieka zwierzętami i roślinami – swojej narracji.”
W dalszej części posłowia określił cechy tej poetyki i jej źródła:
„Teologiczne wykształcenie autorki daje o sobie znać, stowarzyszając się z okiem wyjątkowo uważnej, czułej na szczegóły, malarki. Stąd silne, giętkie obrazowanie wywiedzione w tym samy stopniu z intuicji plastycznej, co z niezwykłego, wręcz muzycznego, słuchu językowego. To w języku tkwią źródła obrazów, to język szuka narzędzi empatii z odsuniętym na pobocze światem starych ludzi, domów, ogrodów, łąk i lasów.”
Ania przeczytała swoje wiersze tak, jakby była na dużej scenie teatralnej – z doskonałą dykcją, chwilami teatralną mimiką, z pasją. Przekaz jej wierszy był czytelny, co jest – według mnie - największym wyzwaniem dla autora podczas tego rodzaju spotkań. Jednym z wierszy, który szczególnie mnie rozczulił był wiersz „jeż” z tomu „Tibi et igni” –
Byty są podejrzane.
E. Cioran
nocą jeż odwiedził mój ganek – przydreptał
na swoich króciutkich nóżkach po stromych, kamiennych schodach,
żeby napić się mleka z talerzyka dla kota. w żółtym świetle latarki zobaczyliśmy
siebie. pozwolił pstryknąć
zdjęcie – niewyraźne, komórką.
to był sędziwy jeż – ospały, nienajeżony. gdy podniósł spiczasty
ryjek, odsłoniła się jego starość: apatia, gnuśność, znużenie. nie bał się
i nie uciekał. jedynie cierpliwie patrzył –
był prawdziwy, doprawdy podejrzanie prawdziwy.
wreszcie odszedł dostojnie, by się wnurzyć
w pokrzywy pełne nocnych ciemności. zostawił po sobie ciężar
braku – nieobecności, marne zdjęcie i z mleka opróżniony talerzyk.
Prowadząca nawiązując do tytułu tomu „Tibi et igni”, który tłumaczy się z łaciny "tobie i ogniu", zapytała Anię, czy czytelnik ma go przeczytać i spalić. Na co Ania odpowiedziała, że jeśli wiersze zostaną w pamięci czytelnika, to tak. Chciałabym na koniec wyrazić stanowczy apel do potencjalnych i faktycznych nabywców książki, by w tej kwestii nie posłuchali Autorki.
Na zakończenie przywołam raz jeszcze słowa z laudacji Pana Józefa, który życzył Poetce:
„Cytując Leopolda Staffa, zbiegaj za jednym klejnotem pustynię, idź w toń za perłą o cudu urodzie... I to, co się w Twojej piersi tli, odnajduj wszystko i ubieraj w ciało.”
zdjęcie dzięki uprzejmości pani Grażyny Potoczek