Paweł Majcherczyk
Od 5. może 6. lat nie oglądałem telewizji. Żyło mi się bardzo dobrze. Rozrywką dla mnie była książka, internet, gazeta, teatr czy kino. Przez ten okres nie miałem telewizora w mieszkaniu. Od ostatnich 3 miesięcy (niestety) podglądam telewizję, podpatruję programy i seriale, jako bierny widz, jednym okiem i drugim uchem... I stwierdzam, od razu na wstępie, że telewizja totalnie dehumanizuje człowieka. Dlaczego? Całkowicie odrzucając temat stronniczości politycznej w wiadomościach niektórych stacji telewizyjnych (ale przecież i radiowych oraz stron internetowych). W tym felietonie skupiam się wyłącznie na telewizyjnej rozrywce - przede wszystkim serialach, programach, które cieszą się największą oglądalnością w Polsce. Bazują na jednym szkicu, mianowicie chodzi o wywołanie uczuć u widza przez wątpliwej jakości tragedię, skandalu, emocjach, zdradach itd. itd.
Tak oto kobiety (nierzadko miastowe) jadą na wieś, i szukają męża – rolnika. Widz obserwuje uczucia, które rodzą się na ekranie. Franio (nazwijmy go tak) pokazuje dziewczynom swoje pole, zwierzęta (nie)domowe, traktor, winnice, dobrobyt z dala od smogu. Dziewczęta wykonują różne zadania związane z rolą: przerzucają gnój, jeżdżą traktorem. Następnie następuje poznawanie, randkowanie, w końcu Franek się zakochuje w jednej z trzech, mówi o tym widzom dlaczego ta, a nie inna. Franek dziwi się sobie jak szybko się zakochał, i z Kasią (dajmy jej tak na imię) chcę spędzić resztę swego życia. Te dwie inne obgadują wybrankę, portale plotkarskie piszą o tym, że Kasia w oczach Frania ma szansę, ale na razie wybrał Beatę (kolejne zmyślone imię), i to ona ma być tą jedyną. Franio myśli, rozmyśla i nazajutrz rezygnuje ze wszystkich, przyjeżdża prowadząca i przeprowadza wywiad z Franiem czego on w ogóle w swoim życiu chce? Franiowi trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale oczekuje kolejnych dziewczyn, które mają odegrać podobny teatr, a on może się zdecyduje na jedną. Przełączamy kanał, i mamy kolejną porcję rozrywki, widzimy celebrytów, którzy przemierzają kraje Azji, mając jednego dolara w kieszeni. Muszą się poruszać z punktu A do punktu B, więc proszą po angielsku o podwózkę, mówiąc, że to telewizyjna gra, telewizyjne widowisko. Później szukają darmowego noclegu i darmowego jedzenia. I tak w kółko, są jeszcze zadania. Oczywiście wysiłek, rywalizacja sprawia, iż każdy kogoś przestaje lubić, atmosfera staje się nerwowa. Jeden mówi na drugiego brzydkie słowa, Franek jedzie samochodem, ale już Krzysia nie chce zabrać. Krzysio nie wierzy, jak Franek może być taką świnią... Czyli otrzymujemy azjatycki dramat z elementami komediowymi. Dalej – poszukiwany idol, poszukiwany głos polski (polskigłos), jurorzy siedzą odwróceni i tylko słuchają osoby, które przyszły na casting. Jeśli jurorkowi się spodoba, to kilka przycisk i się odwraca, i skacze z radości na fotelu, wycierając łzy ze wzruszenia głosem. Otwiera przy tym buzie ze zdziwienia. Cieszy się. Drugiemu jurorkowi się spodobała barwa wokalisty, więc też klika przycisk, hola, hola, ale nie tak prędko, pomizia sobie ten przycisk, pogłaszcze, aby widz nie był pewny czy go wciśnie czy nie... Wciska, fotel z nim się magicznie odwraca, cieszy się drugi jurorek, zachwyca, podnieca, rozdziawia buzię. Koniec występu piosenkarza Krzysia (niech będzie teraz takie imię). Krzysio też szczęśliwy, że się dwa fotele odwróciły, on pracuje w korpo, ale zawsze marzył o byciu gwiazdą, wieczorami śpiewa, w weekend gra z gitarą na starówce... Nagle odwracają się wszystkie, krótkie wypowiedzi na temat głosu Krzysia oceniających. I teraz gwóźdź programu. Juror jeden i juror dwa – zaczynają się kłócić, i obiecywać Krzysiowi gruszki na wierzbie, że u niego on zajdzie daleko, że pokaże mu śpiewać... Krzysio wybiera jurora nr 1, bo ten się pierwszy odwrócił, Krzysio płacze, juror płacze. A Krzysio jeszcze nic nie wie o tym, że w następnym programie wyleci. Przełączamy dalej, jedziemy no, a tu duża pani z jeszcze większą fryzurą uczy właścicieli restauracji gotować, smażyć oraz savoir vivre'u, w sposób, który daleki jest od dobrego wychowania. Przyjeżdża i wskazuje co nie tak, co trzeba zmienić, żeby knajpa miała ręce i nogi. Przy tym latają widelce, bluzgi. Wszyscy skłóceni, łzy, wyczerpanie, a później naprawa, integracja, jedzonko nabiera smaku, bo w końcu przepis właściwy. Robi się super knajpa, a jedzenie wreszcie smakuje. Każdy odcinek kończy się morałem, puentą, bardzo mądrą, na przykład taką: „No i tak powinno to wyglądać od początku”.
Często reżyseruje się uczucia pod odbiór widza, telewizyjny obserwator potrzebuje najprostszych przeżyć, rozwiązań, nierzadko wulgarnych. Nigdy, nigdy zawiłych, zbyt trudnych, dużo zdrad, dużo kłótni i brutalności, ma się dziać show na najniższym poziomie.
Zastanawia mnie fakt, dlaczego ludzi tak ciągnie, aby naświetlać oczy kiczowatą rozrywką. Trafnie Stanisław Ignacy Witkiewicz pisał około sto lat temu o mechanizacji uczuć, stwarzaniu osób, które nie będą cenić wyższych doznań, o zmierzchu sztuki i kultury. Stanisław Ignacy Witkiewicz trafnie skomentował ówczesny napływ kultury masowej oraz konsekwencje wynikające z jej korzystania: Ciągłe obniżanie poziomu artykułów, książek i teatru do gustu danego przekroju społecznego doprowadza do tego, że wychowuje się coraz niższej wartości pokolenia, do których poziomu znowu trzeba się obniżać i w ten sposób dojdzie się do społeczeństwa kretynów.
A dziś... oto bzik przed telewizorem jest zachwycony pozami aktorów, którzy na usługach odgrywają swoje role. A ich rolą jest zgarnąć ogromną kasę za występ, i dać widzom czego łakną – a to łzy, a to śmiech, pot, zwycięstwo i przegraną. Żeby się coś działo, żeby widz nie usnął, aby widelce latały, aby uczucia wiejsko-miejskie się zmieszały, ab wybrali nowego idola z zamkniętymi oczyma, podglądali celebrytów, którzy znajdują darmowy transport i nocleg na innym kontynencie, przy tym uczucia, rywalizacja i załamania muszą być. Jesteśmy świadkami zatrważającej głupoty totalnej, którą karmi się i adoruje populacja. Tak, nie można zmieniać spektaklu, ta grana sztuka od lat najwięcej zgarnia kasy, jest popyt – jest podaż, wszyscy zadowoleni. Ludzie, uwielbiają oglądać tandetne i sztuczne przeżycia aktorów, niestety to nie jest tak, iż przez widzów przecieka ta transmisja z wieczornym siuśkiem, wysiusiując ją. Niestety „każda powieść niesie jakąś ideologię”, również każdy (mam na myśli przede wszystkim telewizyjny pakiet podstawowy, gdyż HBO czy Canal+ potrafi stworzyć niezły sitcom polski) serial, program pozostaje w głowie, dlatego edukacja serialowo-programowa współczesnych widzów, sprawia, że ci przejmują cechy głupich bohaterów swoich pragnień, tym samym, stając się nieświadomymi aktorami rzeczywistości. Dlatego z podglądaniem telewizji daje sobie spokój, do odwołania.
Paweł Majcherczyk (ur. w 1988) – absolwent filologii polskiej UW. Publikował swoje artykuły, recenzje, wiersze m.in. w Twórczości, Odrze, Zeszytach Poetyckich, eleWatorze, Akancie,Helikopterze i Projektorze.