urodzona w Rybniku poetka, pisarka, felietonistka.
Jako poetka zadebiutowała w 1977 roku, jako prozaiczka w 2007. Obie wydane powieści: „Dziewczyna z zapałkami” i „Pasja według św. Hanki” były bestsellerami i przyniosły Autorce liczne nagrody i nominacje (m.in. Nagrodę Literacką im. St. Reymonta i nominacje do nagród: Gryfia, Nike i Angelus).
Wydana w 2015 roku „Mała zagłada” stała się ważnym głosem w dyskusji o tzw. wojennej traumie drugiego pokolenia i otrzymała wiele nagród (m.in. Nagrodę Literacką Miasta st. Warszawy”, Nagrodę Literacką „Gryfia”, znalazła się też w finale Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus). W ubiegłym roku ukazał się wybór wierszy Anny Janko „Miłość, śmierć i inne wzory”.
Jest członkinią Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i polskiego PEN-clubu. Mieszka w Józefowie pod Warszawą.
LEŻYSZ NA ŚWIECIE
Leżysz na świecie
Jesteś kimś ogromnym
Wszystko oddalone morze przybliżone
Oniemiały po miłości
kołyszesz w sobie kołysanie
tak spokojnie nagi otwarty jak łódź
Słyszę jak się czas rozbiera z godzin znów
jak wtedy gdy z tobą patrzyłam w niebo
od upału tak przezroczyste
że obnażony drżał na dnie absolut
KANON
Tamtej nocy kochaliśmy się na plaży.
Bezsenni, bezimienni, bezwiednie naśladowaliśmy fale,
ich niezliczone ucieczki i uparte, ufne powroty.
I te chwile bez rytmu, bez tchu.
Aż nagle wszystkie rzeki dotarły do morza
i monument światła powoli wynurzył się z wód.
Przedwieczne spojrzenie spoczęło na nas splecionych i drżących na piasku.
Płonęło. I zarazem wypełniało spokojem.
Bolało. Ale cud musi boleć.
I śpiewały tlen i wodór, i krzem inicjacyjną pieśń o wspólnocie pierwiastków.
Wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkim i my też zobaczyliśmy jak jest.
Pozostaliśmy tam na zawsze, po czym odnaleźliśmy swoje ubrania i wróciliśmy do hotelu aleją lamp, które właśnie gasły.
W tym czasie rzeczy zamykały się w sobie, a to co zrozumieliśmy wcześniej
znów było niepojęte.
Pachniało espresso i tytuły gazet. Kelner swoim zwyczajem strzepnął blask
z obrusa.
Osypał się piasek z twych włosów na wyniki lotto, notowania giełdy i reklamę fiata.
Radio podało dzisiejszy plan zajęć dla ludzkości świata.
Nie czułam żadnej goryczy, że zachwyt przeminął nie wiem na jak długo.
Że się wiedza tajemna cofa zgodnie z amplitudą.
Że niegdysiejsi wspólnicy prawdy ostatecznej siedzą w ludzkim gwarze
i piją czarną kawę z cukrem w hotelowym barze.
NOC
Chcę spadać. Rozbić się. Już nie pragnąć na brzegu rzeki,
nie być głodna na weselu, nie krzyczeć w milczeniu,
nie być skrzydłem cienia,
północnym stokiem, sinym śniegiem, drogą do zerwanego mostu, codzienną wędrówką bezdomnego do miejsca,
które nazywa się noc.
Mów do mnie. Oddychaj we mnie.
Zabierz mi imię, nie chcę nic swojego.
Będę kimś innym, jeśli zapragniesz innego,
nawet twoim wrogiem, jeśli potrzebujesz walki.
Przegram, gdy zechcesz zwycięstwa.
Otocz mnie ze wszystkich stron. Opanuj mnie. Upoluj mnie.
Chcę spadać. Rozbić się. Już nie pragnąć na brzegu rzeki, nie być
głodna na weselu, nie krzyczeć w milczeniu, nie być skrzydłem cienia, północnym stokiem, sinym śniegiem,
drogą do zerwanego mostu, codzienną wędrówką bezdomnego do miejsca, które nazywa się
noc.
POCAŁUNEK
Świt przenikał nas Czyste światło ostre powietrze
Koronkowa robota mrozu w wysokich gałęziach i cisza jak rzecz
Nie dawało się odgadnąć tamtego dnia co żyło jeszcze
a co było już martwe Nad głową krążył czarny skrzep gawrona
Bezludne ulice domy widoki jak staloryt sen proroczy
Z wysokiej i świętej nocy schodziliśmy śmiertelni znów
Z jasnym bólem w piersiach który szybko gęstniał i ciemniał
A wokół nas góry nieobeszłe jaskinie pełne lodowatych westchnień
I nagle twój pocałunek uderzył mnie jak przełamana gałązka
Miałeś tylko minutę do odjazdu pociągu
PYLIŁY TOPOLE
Miałaś alergię na topole więc trzymałem cię w domu
całą wiosnę.
Opiekowałem się tobą, karmiłem jak w niebie ambrozją
to jest kaszą jaglaną z miodem.
Malowałem ci policzki marchewkowym sokiem
żebyś nie była taka blada.
I pieściłem cię bez przerwy
żebyś nie była taka smutna
aż twoje włosy na karku układały się w pierścionki
mokre od potu.
Naprawdę się starałem, naśladowałem Boga,
chcąc stworzyć cały świat z jednego słowa
(jest takie słowo, które daje tę szansę).
I w końcu się udało –
pierwsze moje tchnienie o świcie i stanęłaś w ogniu.
Zaistniałaś tak mocno, że musiałem zniknąć.
Musiałem wyjść z domu, aby szukać siebie.
Widziałem wiatr, słyszałem słońce,
ale to nie ja byłem ich autorem.
Pyliły topole.