(1987) ‒ poetka, redaktorka Babińca Literackiego. Autorka tomu poezji Pandemonium (wyd. Eperons-Ostrogi, Kraków 2015) Coleoptera (Wydawnictwo Fundacja Duży format, Warszawa 2018). Publikowała w wielu magazynach papierowych i internetowych. Jej wiersze znalazły się w antologii 2Miesięcznika pt. Grała w nas gra i Antologii Poetów Polskich 2017 (wyd. Pisarze.pl). Nominowana w VI edycji Konkursu Na Tomik Wierszy Fundacji Duży Format w kategorii "po debiucie" (2018). Prowadzi blog autorski: annamusial.com
alfa
w mieszkaniu o ścianach cieńszych niż papier
urastam do miana samozwańczej alfy, samicy,
suki, która wydała na świat młode, potem wykarmiła.
podobno ich komórki macierzyste nadal wędrują
po moim ciele - kiedy siadam do niedzielnego obiadu,
kiedy pielęgnuję ogień.
wieczorami patrzę na miasto,
odległość stanowi bezpieczną barierę. pozwala oswoić
wewnętrzne dziecko, ukoić płacz po utraconych.
błądzę po powierzchni, świat przyjmuje barwę popiołu.
wydaje z siebie ostatni zgrzyt.
skurcz.
(z planowanego tomu Coleoptera)
szósta trzydzieści
szósta trzydzieści, radiowy szum. kolumna samochodów
rozwleka się jak nitka z szalika. wypruwa mnie z resztek snu.
masz smutek w oczach, wczytuję go w nieregularność rys,
niepewny chód. na horyzoncie drobne pęknięcia. słońce
wystawia głowę, rozczesuje włosy. to jeden z pierwszych
dni września, chłód wciska się pod koszulkę, drażni skórę ‒
nie szkodzi. to ciało od dawna się wykrusza, rozwarstwia.
poruszamy się w obcej konfiguracji, coś nadaje rytm. dokoła
nie ma żadnych imion ani twarzy; nie ma też małej,
skośnookiej dziewczynki ‒ imigrantki z Chin lub Wietnamu
(a gdyby nawet była, moje szyby pozostałyby brudne
jak woda w żółtej rzece; moje dłonie puste jak sumienie jej matki).
(z planowanego tomu Coleoptera)
lucrum cessans
między nami nie ma już niczego.
marzyłam o kocie, a nie o dziecku, mówisz,
a twoje usta zdają się falować. chciałabym wierzyć,
że w środku jest ciebie mniej o jedno serce,
o tupot stóp na butwiejącej posadzce,
o pierwsze świadome jestem,
kocham.
nasze miasto kurczy się, rozprasza.
zaginam więc czasoprzestrzeń, by przez chwilę
znaleźć się bliżej jego centrum. jestem pewna,
że jeszcze możesz oddychać. mrugasz nerwowo,
jakbyś pod powiekami nosiła grzech pierworodny,
nieuzasadniony lęk.
tkwię tutaj z tobą, za drzwiami noc
zmienia się w poranek. zaczekam aż zaśniesz,
tylko wtedy szepty zza sąsiednich ścian milkną
w obawie przed rozpoznaniem. masz wiele ciał
a każde z nich własną historię. tej jednej
nigdy mi nie opowiesz.
szósta trzydzieści dwie. radio przekazuje wieści o pogodzie.
transmituje lęk. w twoich oczach pierwsza manifestacja
przepowiada nagłe odwrócenie ról.
(z planowanego tomu Coleoptera)
* * *
wykarczowali wszystko. podobno przez chudość
gałęzi i ich niezdolność do unoszenia ciężaru ciała,
a ciało wisiało przecież długo. kiedy je zdejmowali
rwało się na kawałki jak przemoczony papier,
przepadało ludziom przez ramiona i dopiero na ziemi
na powrót stawało się stałym. na naszych oczach
ciemność zmieniała się w poranek. trzymałeś mnie
mocno za rękę, jakbyś znów przedawkował miłość.
powiedziałeś, że wykarczowali wszystko
i teraz już zawsze będziemy się bać.
podobność
podobno tak się teraz pisze wiersze,
że musi być w nich okno i kot. człowiek za tym oknem
powinien schylać się po okruszek chleba, być sam
albo z dzieckiem, a dziecko to koniecznie musi się bujać
jak rozhuśtany bąk, jak plastikowa i niechciana zabawka –
bo kto niby teraz nakręca bąki i puszcza je dla uciechy?
zapominamy o dzieciństwie, wymazujemy twarze z grupowych zdjęć,
nie kolegujemy się już ze sobą, więc możemy o sobie mówić: niebyli,
a potem to też zawrzeć w jakimś wierszu. nikt go nie przeczyta.
podobno tak wygląda teraz rzeczywistość,
że jestem ja i jesteś ty, ale nie ma nas razem, tylko kot
na kolanach, niewypełniona przestrzeń i to cholerne okno,
za którym podobieństwa, jeśli się nie przyciągają, odpychają się
i zrzucają z krawężników prosto w cudzy sen.