Ewa Jarocka

ur. w 1980 roku we Wrocławiu. Z wykształcenia magister sztuki. Absolwentka Studium Literacko-Artystycznego w Krakowie. Finalistka XI Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania i laureatka konkursu na tomik poetycki zorganizowanego w 2016 roku przez Fundację na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza. W 2017 roku za debiut pod tytułem „nie ma dobrych ludzi” nominowana do wrocławskiej nagrody kulturalnej Gazety Wyborczej Warto oraz nagrodzona trzecim miejscem na Festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie.

 

 

zagłaskana

 

pobiegłam do domu i opowiedziałam mamie o dalekich krainach, /do których się udała. /mama zaniemówiła, /nie mogę jej zacytować, /choćbym usiadła i nauczyła się języka ciszy. /i wtedy zdałam sobie sprawę, /że nie mogę bardziej czuć /wewnętrznego gada, /który doprowadza mną do szaleństwa /starsze kobiety.

a potem mama się odwróciła /i znikła /tam, /gdzie nigdy jej nie było, /jakby to było jej powołanie. /podróżowała rzekami mleka, /choć nie obnażała się w hipermarketach. /stała się moją mamą /bardziej /niż ja sobą, /i już nigdy nie byłam na nią zła. /za tę miękkość.

dzisiaj marzę, /że poszła szukać królestw oddalonych od zła.

że jest jeszcze lepsza i ja taka będę.

mówiła: przecież to erotyczne. /no, jakbym była czerwonym sercem, nie pisała wierszy, tylko się cała dotykała. 

 

 

twoje oczy były jak cuda

 

twoje oczy były jak cuda, /które mi się przydarzają. /choć przywykłam do braków i opuszczeń /mocniej niż najtwardszy kamień, /widziałam się w nich jako wszystko do podziwiania. /lubiłam chłód nocy /wdzierający się /pod bluzkę /twoimi palcami /niczym ogromna ręka neptuna, /który pływa w bałtyku okrągły rok. /wyglądaliśmy na stworzonych dla siebie. /a potem zapadła cisza, /której nie potrzebowałam. /brak choćby bezdźwięcznego cienia melodii z radia. /siedziałam więc i nie tęskniłam. /nie tęskniłam? /do dziś nikt nie wypełnił miejsca po tobie. /nawet bóg się nie postarał, /choć obiecuje w kościołach, /że nie ma

próżni.

 

 

* * *

 

cholerny telefon przerwał mi rozważania o kosmosie, /a byłam bliżej prawdy niż sam papież. /tarzałam się w niej cała, /jakby była wykrochmaloną pościelą, /a ja parą kochanków. /wcierałam w nią wreszcie swój zapach, /gdyż jest jeszcze lepszym do tarzania się czymś.

nie jestem głupia, /trzymałam się więc jej kurczowo jedną dłonią, /ale wymsknęła mi się, /gdy usłyszałam kolejny dzwonek. /pomyślałam: mogłyby nie istnieć dźwięki. /i: są przeklęte niczym diablęta. /tymczasem moja prawa ręka wzięła i uciszyła gong, jakby była władna. /namiętnie, jakby całowała się z nim swoim chropowatym ze starości językiem /i jej dojrzały język nie służył do produkowania hałasu, /ale wyciszania telefonu. /nastała cisza, /która koi nawet wtedy, gdy ręka niszczy komórkę. /to chwila, /kiedy w uszach dźwięczy tylko układ krwionośny: /możesz być, / życie

 

pory roku

 

przykryłam stopy kocem, /żeby nie zamarznąć. /teraz dni będą przypominały sople. /słońce zaśnie zimowym snem. /przybędzie wzorów na szybach. /odwrócisz się do mnie plecami. /a potem znudzi ci się rządzenie lodem. /na początku będziemy wpełzać pod pled. /przybędzie ciepła, /jakbyś mnie rozgrzewał. /z tego wszystkiego zacznę dawać skutki uboczne. /i ja będę na ciebie chuchała, /jakbyś był z ciała, a nie z wody, /serce miał pełne moich zimnych stóp. /wreszcie zacznę się odkrywać /i ty znów się do mnie przysuniesz. /będziemy /tańczyć.

 

 

 

1.

przykleiłam ci do nosa nosek, /żeby było bliżej /i cieplej, /żeby wszystko było bardziej, /jak w odległych krainach, /gdzie dzikie plaże i klony przy pięciogwiazdkowych hotelach

2.

odkleiłeś nos od noska /i spojrzałeś, /jakbym dziwna była, /z białka, /ale zielona. /spociłam się cała /i pozwoliłam ci zlizywać sól z moich piersi. /powiedziałeś: smakują jak morze. /moje wielkie, ulubione, w kolorze wodorostów wyrzuconych na brzeg przez fale. /a potem rozmawialiśmy o śmierci. /rzekłam: nie boję się umierania. /to bolesny proces, /ale przechodziłam go w tamtym życiu. /i znów na mnie popatrzyłeś, /tym razem jednak nic nie powiedziałeś, /a ja miałam wrażenie, /że twój wzrok wyraża podejrzenie. /ze wszystkich niedobrych spojrzeń to jedno zawsze mówiło mi więcej niż ty sam, /że gorsze już tylko mogłyby być spuszczone powieki. /jakbyś chciał /coś /ukryć.

3.

spadła temperatura naszych spojrzeń w jeden punkt, /jakbyś myślał o niebie, /a ja twardo stąpała po ziemi. /pomyślałam, /że w tym życiu nie będziemy już kochać naszych ciał. /choćbyśmy umierali ze zmęczenia tęsknotą, /poumieramy od głów pełnych pomysłów /jak nie tęsknić.

 

 

a dzisiaj lekko tak

 

poznaję dziś tajemnice, /od których robi mi się ciepło, /najcieplej. /nagie słońce wychodzi za górami z sypialni, /do której o tej godzinie księżyc powinien z hukiem wpaść. /by kopać nogami podczas snu, /śnić o gorącu, /od którego ciało przechodzą ciarki. /słyszę dziś głosy, /od których robi się w głowie jaśniej, /najjaśniej. /jakby były świecące w ciemnościach. /świece, /których nie da się spalić jak słońca. /i czuję w sobie mrowienie. /najbardziej. /cała jestem mrówką wędrującą. /jestem ciężkawa jak skwarek, /jak mrowisko misterna, /wszystka

dzisiejsza.

 

jestem święta, /jak niebo,
oswojona ze strefami,

których nie ma. /jestem dobra jak złudzenie w barwach /śmiałych niczym rycerze walczący ze smokami u moich stóp. /mogłabym fioletem i purpurą malować swoje braki. /lub lepiej – boski zapach, /woń potu i gotowanej kukurydzy, /żadnych tam fiołków. /pachnę bowiem swoim domem, /czterdziestoletnim ciałem i siwymi włosami. /gdybym mogła, zbierałabym pot jak maliny /i przetwarzała go w relikwie /podobne do błogosławionych członków tych, którzy wygrali życie. /pewnego dnia uda mi się to wszystko z siwkami, /które mam. /będę bawiła się w niebieską stadninę. /jestem bowiem /jak raj, /wędruję pozbawiona i lżejsza o świat /i

znam się na umieraniu.

 

mogłaś już wiedzieć, że kwiaty pachną rosą

są jak poezja. /albo inaczej: rozpuszczają się w ustach rajem. /szczególnie te, które brałaś do buzi. /wszystko tam wkładałaś. /zwłaszcza kwitnącą koniczynę. /porównywano cię ze zwierzęciem, /taka byłaś świeża i naiwna. /jak kot, /jak pies./ sepleniłaś: mam widoczek w ustach. /wiedziałaś już co to jest. /byłaś na podwórku. /bawiłaś się z dziećmi. /a po umazanym kurzem policzku spacerowała ci latająca mrówka. /goniłaś ją palcem, /a gdy ci uciekała, porzucałaś rodziców i wędrowałaś za nią długo, /tak długo, że gdy się odwracałaś, nie widziałaś kpiących min dorosłych. /wreszcie

wmówiono ci, że jesteś duża. /choć dalej badałaś śliną i językiem świat, /robiłaś to teraz w ukryciu. /podjadałaś akacje. /szczególnie po powrocie z imprezy, /kiedy pachniałaś jak kwiaty zła, /jak cały monopolowy. /pokonywałaś schody, /mieliłaś w ustach płatki i słowa, /którymi będziesz dzielić świat. /a /potem patrzyłaś i nie dowierzałaś, /że nigdy nie stałaś się obserwatorem. /dlatego, że koniczyna /nie była /dobra? /była gorzka? /i mrówka w końcu cię ugryzła.

dziś wracasz do tych chwil, /analizujesz moment przeistoczenia się w ciało, /które tylko marzy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót