Julia Niedziejko

urodzona w 1993 roku, poetka, artystka, z wykształcenia literaturoznawczyni, raz na jakiś czas inicjatorka wydarzeń kulturalnych. Poza poezją pisze prozę, dramaty i scenariusze. Ogląda dużo filmów, szczególnie azjatyckich. Pochodzi z Poznania, lecz przez ostatni rok mieszkała w Budapeszcie, gdzie napisała wiersze składające się na tomik Niebieska godzina będący jej debiutem poetyckim.

nikt tutaj nie wie skąd pochodzę. większość pamiątek przepadła w podróży do miejsca w którym jestem. przez długi czas płynęłam pod prąd (lepiej niż w proch obrócić się w łuski). sąsiadka naciska żebym wyjrzała przez okno bo będą maszerowali. wolę tego nie robić przez nieprane od lat firanki i domyślać się czy barwy wojenne są moje czy jej a może zupełnie cudze. widziałam już ruiny miasta, mieszkają tam koty które nie wierzą by kiedykolwiek żyli jacyś ludzie w mundurach. podobno

            świt to czas duchów.

 

 

 Ćma

 

nie jem ryb odkąd zaczęłam pływać

w jeziorze tak jak ty przestałaś gonić

świetliki kiedy zaczęłaś spać bez światła

                       

chodziłaś na palcach wokół lampki nocnej

(przyrzekałaś że śpisz i nic nie pamiętasz)

szeptałaś w niebie są wszystkie zwierzęta

 

mówili że sparzysz się od bliskiego światła

a ty zrobiłaś wszystko na przekór. przestałaś

myśleć i nauczyłaś się chwiać równo z trawą

 

 

codzienne czekam aż pierwsze strony ogłoszą że nastały trudne czasy dla czyjegoś (świętego) spokoju. szepty: coś w końcu się pewnie wydarzy. nie musimy już błagać gdy chce nam się pić choć brakuje nam coraz częściej powietrza. są wyższe mury i jeszcze wyżej uniesione twarze. widocznie beton szybko tężeje w kościach sąsiedztwa.

zapowiedziano już koniec świata? jeśli niebo upadło –  nie mówi się o tym ptakom

 

ciało i papier

 

chciałam prowadzić dziennik ale bałam się

że po kilku stronach zapomnę jak się nazywam

i będę już tylko literami w różnych kombinacjach

 

wolałam mieć pewność więc spytałam czy powinnam

podpisywać się pod każdym słowem. zażartowałaś

że mogłabym ale wyłącznie jeśli zrobię to własną krwią

 

teraz dziwisz się że zawsze proszę o biały papier

gdy się skaleczę – kiedyś ci powiem skąd

ta największa blizna po której nauczyłam się pisać

 

piszę na kolanie. jest upał, w ogrodzie szczeka pies. sok z arbuza cieknie na nogi. przyklejam pestki do okna. niespodziewanie wyszedł mi kształt ryby. moja siostra płacze –  nic już nie zostało. mówię zjedz pestki chociaż wiem że nie lubi ryb pod żadną postacią. kiedyś połknęła ość i wymiotowała całą noc. chwaliła się że była w szpitalu i dostała kroplówkę chociaż to nie była prawda. sama zjedz pestki skoro jesteś taka mądra. nie jestem. próbuję i wypluwam. smakuje jak jezioro. bojkotuję pomysł posiadania rodzeństwa i usuwam siostrę ze szczekania psa. jest mi gorąco, pluję pestkami  w szybę żeby się zamknął. chyba skończyła mu się woda, mi skończył się arbuz. mama mówi że skoro przestałam jeść mam wrócić do akwarium bo się zapowietrzę i umrę.

            wyciągnęli ze mnie ość.  przestałam być rybą.

 

 

Powrót