Małgorzata Zmarlak

(ur.1981 r.) - debiutowała wierszem Partytura ulicy w kwartalniku Kozirynek (11/2010). W roku 2010 współtworzyła kronikę kulturalną w opolskim kwartalniku Strony, obecnie związana z kilkoma portalami literackimi, na których publikuje swoje utwory. Ukończyła Filologię polską na Uniwersytecie Opolskim, obecnie pracuje na Politechnice Opolskiej. W życiu ma dwie wielkie pasje: pisanie i góry, obie nauczyły ją systematyczności, cierpliwości i odwagi, a poza tym obie wiążą się z podróżowaniem, co z kolei zaspakaja jej zachłanność na świat i ludzi. Wydała tom poezji Postscriptum do świata (Opole 2012).

 

przeprowadzki

 

nie ma nas w wierszach

gubisz ślad szminki na lustrze
związanej tajemnicą pocałunku

pospiesznie spakowana miłość
ucieka żlebami zmiętych fotografii

potykasz się o Zagajewskiego
skamlą podeptane słowa
spiker przerwanych wiadomości
znika w ulicznych zamieszkach

czasami tylko szmer pod lewym żebrem
jakby ktoś płukał złoto

 

 

 

pestka

 

w szpitalu czas ma kolor bieli
dziewczynka o oczach zmęczonej kobiety
wygładza fałdy kołdry niczym suknię przed wieczornym balem

nienapisane klasówki, otarte kolana
wzór na obliczenie pola kwadratu
zostały za drzwiami z czerwoną tabliczką

tej wiosny po raz pierwszy miała zobaczyć morze
woda ją uprzedziła i zajęła płuca

na początku opowiadano bajki o krwinkach
chudej księżniczce do której sprowadzano lekarzy
zawsze zdążyła zasnąć przed zakończeniem

teraz zamiast słów dorośli przynoszą owoce
jak gdyby pytania grzęzły w kwaśnym miąższu
a śmierć jak pestka wygodnie oddzielała się od całości

dzisiaj dzień dziecka
usiłuje sobie przypomnieć
czy nim kiedyś była
kroplówka wygładza ostre rysy wspomnień
szybko zapada w sen

 

 

pierwszy wieczór autorski

 

czuje się jakby statystował w szkolnym przedstawieniu
ktoś zerka nerwowo na zegarek
skrzypią oparcia krzeseł

między nimi milczenie galaktyk
wilgotne dłonie poety roztapiają kartki
sól przenika słowa

postawiony w stan podejrzenia
przegląda się w parach oczu coraz bardziej samotny

czym ich zadziwi co powie nowego
temu panu któremu dziecko zmarło na rękach
tamtej kobiecie w czerni głębokiej jak przepaść

nie pozostaje nic innego jak czytać
ukryć się w wierszu i pozostać nagim

snuje zatem  nieśmiało opowieść
o świecie po kilku zawałach kaszlącym zielenią
poranku który nadszedł znów niespodziewanie
ludziach co odeszli obróceni w popiół sylab

ostatni wers odsłoni nieuchronność prawdy
ciszę jak przedtem w skupieniu godnym myśliwego
co upolował zdobycz o niejasnym kształcie
a dreszcze obojętne na falstart już trącają trzewia

  

 

 

metafora

 

 

powinien odsiadywać karę dożywocia
tym bardziej że skrucha jest mu obca
a sam nie rokuje poprawy

szperając w szufladach
przekłada niedopałki cygar sprężyny
pojedyncze chmury peruki i chwasty
w masce księdza albo zbrodniarza
starannie dobiera atrybuty władzy

bez najmniejszego zażenowania
przywłaszcza cudze historie
przestawia słowa w epilogach
zapewniając pokonanym zwycięstwa w bitwach

tylko biel kartki wycelowana między oczy
prześwietla go na wylot

zuchwale przyznaje sobie prawo do wiersza
choć znikomy w nim jego udział
kilka spójników przypuszczeń jakaś metafora
wytrącająca z pewności właściciela chwili

i to ujmujące alibi które pozwala mu zasnąć
tam gdzie kończy swój bieg poezja
zaczyna się umieranie

  

 

 

zwiady

 

ktoś komuś gdzieś zdarzyło się wczoraj
mówili przecież wszyscy on i tamta spod trójki
nic nadzwyczajnego ledwie nowa sukienka
złapana na gorącym uczynku pod wiatr

jednodniowi najemcy spłoszonego sumienia
biczujący śmiechem zza weneckich luster
chwiejny życiorys niezwłocznie dopełnią
trybem przypuszczającym

mogłaby się przecież zająć strukturą hadronów
gwiazdami zmiennymi lub chociaż zgłębić Joyce’a

gdyby nie ten sen o zbieganiu z księżyca
chłodny podmuch kosmosu smagał bose stopy
był środek lata obrączka przewleczona kirem
jak wahadło zegara drżała tuż pod sercem

teraz możemy już zasiąść do stołu

Powrót