urodził się w 1988 roku, pochodzi z Lęborka. Autor tomików Uchoko (2010), Przejście (2012), Mantry (2015). Laureat konkursów poetyckich. Publikował w czasopismach literackich i w internecie. Stypendysta Marszałka Województwa Pomorskiego (2010), Miasta Gdańska w dziedzinie kultury (2011, 2014) i Fundacji im. Stanisławy Fleszarowej-Muskat (2014). Mieszka w Gdańsku.
W 2017 roku ukaże się drukiem kolejny tomik Zasiewanie chmur (Fundacja Duży Format) pod redakcją Rafała Różewicza - premiera 22.10.2017 podczas 5. Festiwalu Dużego Formatu
fot. Tadeusz Dąbrowski
Kap kap
Sztuczne wywoływanie deszczu
tańczy w głowie przed snem,
w którym dach nad głową oznacza mieć
spokojną głowę na karku.
Nic nie cieknie, więc nie będę mokry, choć Ty
mogłabyś raz być. Po tej stronie,
gdzie tonę w długach – nie stać
pod wiatą przystanku i czekać na kolejny
autobus, w którym krople z zewnątrz
mieszają się z ludźmi, potem
samochodów, zlewając się w jedno wielkie
niedopowiedzenie.
Zawieszeni w chmurze (taki
parasol bezpieczeństwa) – nie skaczemy
przez wielką wodę. Do siebie nam daleko,
choć tak blisko. Tak przykro
jest wywoływać deszcz przed burzą.
Wenecja
To najbardziej zwyczajne powitanie w przedpokoju
zamyka nas w sobie:
zaparowane lustro, po którym rysujesz czyjąś
niecierpliwość i twarz kogoś bliższego.
Mógłbym już wyjść i mrugnąć, ale ciągle coś
każe mieścić się w ramach.
Więc w ramach poranka na zębach mam noc,
dłuższą od zarostu,
co dręczy przed nowym tygodniem. I oto
na pięcie odwracam się lekko,
na szyję zawieszam własną twarz złożoną
w kącie. Tam każdy tracił kiedyś twarz.
Refren
Przechodzi przez Ciebie i jest już blisko
prąd tak jakby rzeka płynęła w żyłach,
a to też ulica i są ci, na których patrzysz
jak na tamtych w wysokich wieżyczkach.
Jest już blisko ta myśl pośpieszna jak mysz
do dłoni się wkradła i chce wszędzie wejść
pomiędzy zdarzenie, które jest poza Tobą,
a wiersz co właśnie przechodzi przez Ciebie.
Prąd jakby pieszczący od serca bywa
nieznośny, kiedy podlegasz rachunkom
sumienia, które nie zawsze prowadzą dokądś,
ach, gdyby bądź co bądź była to też ulica.
Ci, na których patrzysz z zazdrością wiedzą,
że mógłbyś im oddać swój los w ich ręce,
lecz nie spodziewaj się wygranej, kogo ona obchodzi,
choćby tamtych w wysokich wieżyczkach.
Zbliżenia
Zbliż się do mnie zanim odpowiesz, że nie
możemy pójść dalej. Zadzwoń, napisz,
umówimy się. Na tyle, na ile pozwolisz sobie,
pozwolę tobie mieć mnie w garści. Choć nie
jestem wróblem, nie jestem już dzieckiem. Choćby
najmniej było swobodnie, niezręcznie,
spróbuj. Swój pozna swego, więc chodźmy
obejrzeć mieszkanie razem. Może spodoba nam się
jeść tam, leżeć tam, dotykać ścian i wychodzić
na balkon, pytać po fajce: co teraz? Nie wiem,
ale zbliż się zanim odpowiesz, że nie warto
się przekonać. Możemy wyskoczyć, zrobić dym,
o tym porozmawiać. Ale zbliż się do mnie.
Napisz, zostaw wiadomość. Cokolwiek.
Halo?
Nie odebrałem. Chciałem wcześniej
dowiedzieć się kto śpieszy? Wyświetliło jedynie:
numer prywatny.
Ile pokusy mieści się w nieodebranym połączeniu?
Wyobraziłem sobie prezydenta Stanów, nawet pana z Krakowskiego
Przedmieścia z propozycją nie do odrzucenia. Wyobraziłem sobie Ciebie,
mnie przez przypadek odsłuchującego pocztę głosową, zdziwionego że to
nie mogło się nagrać.
Ile niewiedzy przeszło przez moją głowę, żeby w ekran nią bić?
Ile odwagi trzeba mieć, by nie odebrać i zaczekać, aż zadzwoni
ponownie? Ale to się nie wydarzyło.
Do tej pory milczy, a ja niezmiennie
czekam.