Paweł Łęczuk

Poeta i animator kultury.  Zorganizował setki imprez literackich w Warszawie, współredagował kilka kulturalnych pism. Najczęściej pisze o ludziach i miejscach, bo w tym widzi największy sens swojego istnienia w literaturze. Wydane książki: DJ Wika. Jest moc! (wraz z Jakubem Jabłonką), Delta wsteczna, Migawki. Obiekt Warszawa (wraz z Łukaszem Perkowskim), One Day in Calisia (wraz z Krzysztofem Michem).

 

 

lipcowy poranek

znalazłem cię pośród chwastów tak jak kiedyś
górniczy kozik którego nie zdążyłem ukryć na czas
przed wzrokiem ojca stary sztygar powiedział
że to nie jest nóż do zabawy

kazał oddać odnieść na miejsce
ktoś musiał nadal wydobywać z ziemi chleb
karmić szarą masę pozbawioną marzeń
perspektyw i buntu 

dziś wiem że znaleźć nie znaczy skraść
odróżniam góry od hałd

 

mali kosmonauci

wcale nie chcieliśmy latać marzyliśmy
tylko by być ponad wszystkim
wznosić się balansować swobodnie
pomiędzy ziemią a niebem

młode sosny były najlepsze ich giętkie czuby
łagodnie opuszczały nas w dół by unieść
w nieosiągalne dla wielu przestworza
tam mogliśmy zacząć wszystko od nowa

dlatego wciąż chcieliśmy więcej wyżej i wyżej
dalej i dalej choćby ściągało nas szamotało
ech ile bym dał by poczuć to dziś gdy znikamy
kolejno w sosnowych pudełkach pod ziemią

 

 

świadomość

szron dawno już pokrył okoliczne krzewy łyse drzewa i szyby
w samochodach sąsiadów coraz częściej spotykam głodne lisy
przebiegające w poprzek jezdni słyszę ujadanie psów biegam
jak wściekły ścigam się z czasem chociaż go nie pokonam

mogę jedynie oszukać udawać jak wszyscy którzy przyszli na świat
w roku przestępnym a każdy ich dzień jest cztery razy dłuższy
niż mój teraz noce są rozdwojone radość przeżywam samotnie
trochę rzutem na taśmę projektuję ją klatka po klatce

tuż przed zaśnięciem pozbawiam siebie historii
chcę być znów małym chłopcem szurającym butami
stukać podeszwami w asfalt ulubionej uliczki liczyć kroki
do domu zamiast długich tygodni pozbawionych ciepła

 

 

acapulco

smutno wciąż chce się pić lepiej
nie myśleć bo noc bez snu bo życie
bez sensu. co ja tu robię? 32 stopnie
w cieniu od rana potem już tylko gorzej
wiatr znad pacyfiku przynosi wiersze
walta whitmana kolacje przy świecach
bledną perły starych rozwódek które
chciałyby jeszcze raz aż ślinią się na tę myśl
lubię zapach portowej dzielnicy wołanie mew
lucciola, lucciola, lucciola... poprzez wiatr

  

podarunek

                   przynoszę ci podarunek nieoczywisty jak przewiązany trawą kamień

                                                            Krzysztof Mich

może to przez chełmiec może wojnę we mnie
nie zbadane są nasze ciała i przyczyny depresji
zostawiam dopaminę na ulubionej łączce wieszam
kapelusz odstawiam rower chciałem napisać list
ale szóstego grudnia zbyt mocno drżały mi dłonie
jestem tylko omegą ty wieczną alfą

 

fot.: J. Jabłonka

Powrót