(ur. 1984) Poeta, okazjonalnie krytyk, korektor, redaktor m.in. w „Arteriach”, konferansjer i animator kultury. Wydał arkusz Przymiarki (Wrocław 2009) oraz książki poetyckie Wycieczki osobiste / Code Of Change (Londyn/Gniezno 2011) i Zachód Słońca w Kurwidołach (Łódź 2016). Tłumaczony na język bułgarski, rosyjski.
Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Dzienniku Łódzkim”, „Odrze”, „Tyglu Kultury”, „Opcjach”, „Kresach”, „Ricie Baum”, „eleWatorze”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”, „Helikopterze”, „Frazie”, „Red.”, „Portrecie”, „Fabulariach”, „Wyspie”, „Wakacie”, „Cegle”, „artPapierze”, „Kalejdoskopie”, „Kronice Miasta Łodzi”, „Śląskiej Strefie Gender” oraz w Na grani. Antologii wierszy łódzkich debiutantów (Łódź 2008), antologiach Połów. Poetyckie debiuty 2010 (Wrocław 2010), Anthologia2# (Londyn 2010), Co piłka robi z człowiekiem? Młodość, futbol i literatura (Poznań 2012) i Przewodnik po zaminowanym terenie (Wrocław 2016). Mieszka w Łodzi, gdzie pracuje jako instruktor w dziale imprez Domu Literatury. Prowadzi blog gawin.liberte.pl.
CZEŚĆ!
Witamy w naszej bajce: tutaj seks i przemoc
rozpościerają się po horyzont, a nasz bohater
wyklął się sam. Będzie teraz siedział w lesie
i łupił z metafor wiersze zdolniejszych kolegów?
Miał wszystko na tacy, ale nie skorzystał
z subwencji i stypendiów, bo przecież
wręczali je umoczeni w porządek rzeczy,
którego nie uznawał z racji niedocenionych istot.
Żegnamy opis, nie stać nas na refleksję, gdy
wszystkie środki zainwestowaliśmy w brak jasności.
Nasz bohater wyznaje miłość Bogu z pianą
na ustach. Nie weźmie się w garść, bo nawet tyle
z niego nie zostanie? Latamy nisko, by w razie upadku
uciec przed takim przeznaczeniem. Cześć i sława!
HISTORIA PEWNEJ ZNAJOMOŚCI, CZYLI KOMU ONA DA?
Kogo obchodzi dom?
popularne pytanie o demo powszechnej gry
Mógłbym ci pokazać, czym jest dla mnie wolność,
ale najpierw się rozbierz, udowodnij, że właśnie
tego szukasz. Ulice w tym mieście są zbyt wąskie,
byś na mnie nie wpadła. Tyle sztucznego ciepła
wysysają równoległe życiorysy, skandowane
tydzień w tydzień, gdy ich posiadacze z odzysku
ukrywają się pod flagami, jakby przeczuwali,
że tylko tak da się udawać godność. Gdzieś
w sercu świata, które bije jak alarm niczym
w opuszczonej komórce. Gdzieś pod stopami,
które próbują tańczyć swój taniec, gdy znają
jedynie cudze melodie. Jest coraz głośniej,
jakby zbiorowy wstyd, mając jedyną szansę
na bezkolizyjne starcie z kodem na nie-
śmiertelność, opanował niebezpieczne
pozycje i z ich perspektywy bombardował
nowych wiernych świętymi obrazkami
symbolicznej przemocy. Za dużo marginesu?
W twoich oczach nie zauważyłem pewności,
którą mogłabyś mnie kupić bez słów i głosów
w mojej coraz bardziej napompowanej
pustką głowie. Pamiętaj, jakim prawem
tu jesteś, gdy następnym razem zaczniesz
krzyczeć, by ominęły cię zmiany.
Z CZADEM, Z PYŁEM
Pozdrawiam rogate bydło,
z którego robi się mydło.
A może jednak tak:
Ślizgaj się! Ziemia ci będzie kulą u drogi,
królem ubogim na przestrzał kolan.
Koniec modlitwy!
Konie ma z Litwy
srogi Manekin Prawdy.
Pożyczyłem go z ustawki.
Jestem niepoprawny potylicznie, krzywię
się jak czasoprzestrzeń, krwi-oi!-oi!-oi!-bieg.
Nie oddam ci początku, o mityczne zboże,
dopóki się nie dowiem,
gdzie wtedy byłem.
KONIEC PISANIA RĘCZNEGO
Nie utrzymam cię w dłoni, choćby chodziło
o jej lustrzane odbicie, wiersz pełen klatek
jak ogród, w którym znamy swoje pozycje
i nie wyjdziemy z siebie. Miejsca jest akurat,
kurczy się energia i rośnie wiara, wieczny
łańcuch. Zbliżenie tła: wielka praca, potęga
nałożonych oblicz, gdy ich przetasowanie
źle wróży Bogu o ograniczonej osobowości.
Nie utrzymam cię w dłoni, maszyna już
uruchomiła mechanizmy obronne; będzie
rzeź. Film z wywieszoną taśmą, jakby czas miał
nam nie służyć. Zwinął się w kłębek, ukrywając
koniec tej żałosnej historii w przypadku skrajnej
cierpliwości, która rozkręca się wokół własnej osi,
równając w dół synonimy ciepła. Panorama tła:
wijące się kable, gdzie znikamy jak słonie lub jabłka.
USIĄDŹ I ZOSTAŃ
Widzę wyraźnie, widzę wyraźnie
i będę to powtarzał, dopóki nie zrozumiem,
że tak wygląda śmierć, wygląda z siebie
i się łasi, dopóki nie zabrzmi muzyka środka,
która scala resztki słuchu, bierze w nawias
prawdę, która dalej nie jest ostateczna.