Szymon Kantorski

urodził się w 1969 roku, mieszka w Poznaniu. Poeta. Współzałożyciel pisma „Już Jest Jutro”. Autor tomików „Solo”, Biblioteka „Nowego Nurtu” oraz „Duety” - WBPiCAK. Wiersze publikował w kilku antologiach, m.in. „Macie swoich poetów”, „ Antologia nowej poezji polskiej. 1990- 1999”, „ Contemporary Writers of Poland 2000 – 2014”, „Przewodnik po zaminowanym terenie".  Miłośnik jazzu, niekiedy dziennikarz, zdawkowo krytyk. Czasami lubi wyjść do sklepu po papierosy i wrócić po paru latach.

 

Dada tańczy

 

Dada idzie tańczyć, jeszcze tylko złoży
hotelowe prześcieradła kilkoma ruchami
wyćwiczonych palców czarno na białym

trawa z terakoty wykrusza się w słońcu
autobusem 153 obok akweduktu na murach
chór plakatów krzykliwie domaga się ciszy

wzdłuż Tagu rojami ciężarne samoloty
zapełniają swoim płodem koślawą Alfamę
socjaliści faszyści śpią oparci plecami

Dada chce już tańczyć uwalnia nadgarstki
z bransoletek tak bardzo ciążących ku ziemi
skrzydłami łapczywie zagarnia pierwsze takty

w jej kraju kobiety są ciche i puchną
wraz z porą deszczową zbijając się w stada
gotowe do ucieczki przed swoimi dziećmi
obnoszącymi z krzykiem odrąbane dłonie

tutaj wojna zatraca ostry kontur kamienia
królowie na pomnikach stoją policzalni
tylko nad dachami w rozmazanym słońcu
Dada samotnie tańczy z martwymi siostrami

Lizbona, 2007

 

 

Adagio

                          Adzie

Źle opłacony kondukt przechodzi w adagietto,
zatoczy krąg i ciężar z ramion zniknie, w dole
zmarznięta ziemia cierpliwie wyczekuje końca
światła, krótkiego calando, nieliczni żałobnicy

spóźnieni, już prawie nieobecni, kilku znanych
z widzenia fotografów pstryka od niechcenia
palcami kobiet zajętych kompozycją włosów
i destylacją łez, z zimna przebierając nogami

ustami w ostatnich ceremoniach, oczekiwaniu
aż wiatr zetnie ostatnie kwiaty, pozaciera ślady
jak winy, zbiorowym odpustem śnieżnej bieli
tym nagłym olśnieniem, które z wolna oślepia

 

 

Mądra


Siostry, siostrzyczki furtę uchylcie, słyszę jak za nią
w takt naszych pięści biją wam serca dotąd spokojne
o regułę bądźcie, ja z mocą prawa, ze mną zbrojni
po tę przybyliśmy która cmentarzem uczyniła swe ciało
przecząc prawom boskim i ludzkim, noc zapada
właściwa pora by zgorszeniem tym dnia nie obrazić.

Zmyją błoto z jej nóg, ostatni ślad znajomego gościńca
krzykiem ciszę zaprowadzą, pchnięciami wytyczą drogę
pomiędzy białe parawany, rozchylać każą drżące nogi
spokojna łacina medyków wyciśnie łzy do ostatniej,
krwi krople ułożą pod stopami archipelag obcy,
fale szeptów po sali wypiszą na skórze wyroki.

Powiedz tylko słowo  imię tej którą osłaniasz,
przez nią brzuch twój pusty, jak echo zwielokrotnia winę
pamiętaj mamy schody które zawsze tylko w dół wiodą
gdzie uliczny rynsztok przeciska szczelinami, zmienia
kamienie w deszczowe chmury, tam będziesz wyrastać
latami cienka blada roślina zasadzona by obumierać.

Mądra kobieta usłyszy krzyk jak zwiastowanie, przebaczy
w ostatnią godzinę, samotnie wygładzając suknie garściami
wyczesze martwe włosy, opadną każdy w cierń zmieniony
pod zaklęciem wyliczanych w pamięci nienadanych imion
zatrzaśnie okiennice, uciekać nie ma dokąd, obcy
ludzie ścigają się z ogniem by dom ten nim nakarmić.

Znane są nam ostatnie tumulty, palenie skrytobójczyń
ślepy miecz tłumu potępić trzeba  lecz się dokonało,
w oczach waszych osądu stałość widzę, patrzmy zatem
bez winy po sobie, opatrzności wyroki będą i naszą wolą
jednym ciosem ze zdrowego ciała zgniłe odejmijmy członki,
tak sprawę traktować trzeba, pomijając ladacznic obmowy.

Siostry siostrzyczki furtę uchylcie, powraca odmieniona,
cichsza, nie opowie jaki czar sprawił że tak szybko dorosła
bólu który wszystkich nas dotyka jej nie oszczędzono
lecz miejcie ufność, że zważone to będzie w dzień Sądu
doczesny swe wydał wyroki, umarłą opatrzcie pogrzebem
o miejscu tym osobnym starajcie się wnet zapomnieć.

 

Joanna

 

Od wiosny wyczekiwany nie przybył posłaniec
przez spętane chwastem ciemniejące pola
pod lodowatą powieką deszczu wnet się skryje
księżyca ostrze, za ołowianą palisadą chmur.

Rankiem, jeśli przydarzy się jeszcze jakiś ranek
gdy noc odejdzie, wierniejsza po stokroć 
niż wy, bracia na dobre i złe, przy moim boku
nie ma tu dziś nikogo, po księdza ślijcie

Niech swe modły prawi, wodę w wino zmieni
wino w krew a krew w kałuże, w nich obmyję
zabłocone włosy, zmarznięte dłonie pocieszy
ogień, przemieniając je po dwakroć w popiół.

Milczy król w Reims, milczą książęta kościoła
a krzyk będzie tylko mój, choć go usłyszycie
tam dokąd idę żadnej pamiętać nie będę urazy
a z woli Anioła żadnej ludzkiej mowy

 

 

 

CML

             Agacie

jej krew jest wstrząśnięta i nie chce się mieszać
tak łatwo jak drinki w knajpkach Alanyi
limfa apatycznie wycieka z klimatyzatorów
pod słonecznym splotem trwa wymiana ciosów
serca z oddechem

w samolotach na wszelki wypadek red ból z wódką
hotelowe pokoje strzępki skóry w kurzu
białaczkowa pleśń mnoży się zatacza kręgi
telefon paszport szpitalna karta
niepotrzebne numery wróciły do obiegu

prześcieradła w piwnicznej pralni
odzyskały dawną anonimowość
sukienka którą upatrzyła w Zarze
już dawno wyszła z mody
ostatnim krzykiem

 

 

 

fot.: Anna Kantorska

 

 

Powrót