Sylwia Kanicka – Przepłynąć ocean czasami łatwiej niż przejść po płytkim strumieniu.
„rozbite lustro –
z okruchów próbuję
złożyć się na nowo” (s.59)
Nawiązując do prezentowanego utworu, rodzi się pytanie: na ile można odbudować coś z maleńkich elementów, czy w ogóle to możliwe? Człowiek jest bardzo złożoną istotą więc zawsze warto próbować, być może nowe będzie jeszcze bardziej interesujące.
Andrzej Kosmowski to autor z dużym dorobkiem poetyckim, a jego utwory tłumaczone były na język angielski i japoński. Sam również zajmuje się przekładami. W 2022 roku wyszedł do czytelnika z ósmą książką poetycką, która ukazała się nakładem wydawnictwa Anagram, przy wsparciu finansowym Instytutu Literatury w ramach Tarczy dla Literatów.
„jeszcze jedna noc” to obszerny zestaw wierszy podzielony na siedem części przedstawiających stan fizyczny i emocjonalny związany z przemijaniem, które tworzą rekonstrukcje następujących po sobie wydarzeń. Zastosowanie podziału jest pewnego rodzaju zatrzymywaniem i chwilą na przemyślenia, które są istotnym elementem podczas czytania. Nie można bowiem potraktować zbioru jednym tchem, choć ten nie pozwala się odłożyć, bo pobudzona ciekawość nakazuje brnięcie dalej, nawet jeżeli „zmęczony dzień z trudem panował nad powiekami” (s.20). Kosmowski, przekonujący czytelnika przemyślanymi wersami, współtworzącymi wspomnianą powyżej kompozycję, stosuje, w tym zbiorze, zróżnicowanie formy zapisu, co jest urozmaiceniem przy tak dużym zestawie utworów.
Części, rozdziały, każdy nazwie jak uzna za słuszne, to pewne etapy, a poeta, z dużą dokładnością, wyrysowuje słowem swój zamysł. Ważna jest tutaj rola podmiotu, który stara się snuć opowieść, jest jej częścią, a biorąc pod uwagę bardzo osobiste elementy w wierszach, staje się również odzwierciedleniem autora. Zbiór tworzy swego rodzaju album pozwalający przyjrzeć się życiu bohatera w trudnych momentach, w tym przypadku w czasie choroby czy straty bliskiej osoby. Autor prowadzi po zakamarkach myśli, które rodzą się w takich sytuacjach. Nie staje się jednak monotematyczny.
Czytając uwagę zwraca fakt, że Kosmowski nie zaczyna od skupienia się na głównych aspektach zbioru. Nawiązując do fikcyjnej postaci z powieści Miguela de Cervantesa, przez podtytuł „włócznia don wichota”, rozpoczyna się podróż podmiotu, w tym przypadku, w głąb siebie, swoich przeżyć, emocji, począwszy od tych najgłębiej zakotwiczonych. Z dużym namaszczeniem przywołuje w pamięci bliskie osoby i sytuacje z nimi związane, które „później być może / ktoś zinterpretuje to / jeszcze inaczej / po swojemu ale zgodnie / z wymogami aktualnej / pożal się panie polityczki/ historycznej” (s.22). Prezentowane są również, wspominane z sentymentem, miejsca:
„zdziczały sad
dzieciństwa
broni się
za okopami
wrotyczy i nawłoci” (s.13).
Tworzy to swego rodzaju podporę, siłę. Takich nawiązywań można się wielokrotnie dopatrzeć, co ukazuje duże przywiązanie do otrzymanych od życia darów, które stają się zapleczem podtrzymującym, gdy jest ciężko. Czas mija nieubłaganie i potrafi wielokrotnie zaskoczyć, niestety nie zawsze pozytywnie. Podmiot zauważa że „balast codzienności / spycha nasze historie / w mroczne głębie / niespokojnych snów”(s.25). Podróż będzie więc trwała „dopóki nie zostaniemy obdarci / z ostatnich oczekiwań / i zdani na łaskę / piędzi ziemi / lub betonu” (s.27).
Wspomnienia i przemyślenia przychodzą same „nad ranem grudą kolczastą w gardle / rodzą się myśli / tak ciasne że nie zmieścisz w nich / nie tylko świata ale chociażby / i w świetlistych rozbłyskach / rodzącego się kolejnego dnia” (s.35). Nadchodzą takie momenty, że nie można ich powstrzymać. Co na to wpływa? Tu dochodzimy do głównego obrazu, tworzonego przez Kosmowskiego. Najczęściej są to wydarzenia bezpośrednio związane z człowiekiem, które dzieją się wokół. W tym przypadku czas pandemii Covid -19 przynoszący wiele trudnych momentów. Sytuacja, która zaskoczyła świat, zmusiła chyba każdego do refleksji, stąd pojawia się mocne przesłanie:
„nigdy nie ufaj czasowi
nigdy nie ufaj naszym czasom
róże zawsze więdną
zbyt wcześnie
zwłaszcza te szklarniowe” (s.40),
jasno mówiące, o docenianiu każdego dnia, bo przychodzi „taka chwila / gdy nawet płomień / świecy / zamiera / w bezruchu” (s.45). Nie podlega wątpliwością, że podmiot przeszedł przez tę chorobę, kiedy „płuca próbujące uporczywie / zagospodarować każdy / choćby najpłytszy oddech” (s.44) nie mają już siły, ale walczą dalej. Osłabienie, często na granicy życia i śmierci, przetacza przez oczami różne obrazy. Czytając kolejne strony książki poetyckiej Andrzeja Kosmowskiego zaczyna się rozumieć potrzebę pierwszej części. Nie bez powodu było wspomnienie pradziadka Jakuba, powstańca z 1863 roku, bo przychodzi moment, gdy czas zatrzymuje się i zdajemy sobie sprawę, że wszystko, co się wydarzyło, stworzyło nas, naszą siłę do walki. Życie, klatka po klatce, przelatuje i nie można zrobić niczego, jedynie czekać na to, co przyniesie kolejny dzień, a ułaskawienie, które „…pojawiło się / znienacka/ na paluszkach’ (s.54) docenia się z każdym kolejnym oddechem. Upływający czas jeszcze mocnie jest odczuwalny, gdy „kolejni przyjaciele / rozpływają się w ciemnościach” (s.65). Moment, gdy trzeba zmierzyć się z utratą bliskiej osoby, w tym przypadku ojca, to drugi najważniejszy obraz w zbiorze Kosmowskiego. Nagle podmiot uzmysławia sobie, że zostaje niedokończona rozmowa i „opustoszały zaśnieżony cmentarz” (s.72). Sytuacja na świecie zaciska się do indywidualnej, prywatnej, gdy jeszcze boleśniej dociera prawda o mijającym czasie, na który nie mamy żadnego wpływu. Pojawia się żal i złość, bo „Bóg podobnie jak ptaki / chyba znalazł dla siebie / inne miejsce” (s.73), gdy „sprzedawcy trumien / ogłaszają promocję” (s.74). Ojciec zawsze jest bardzo ważną postacią w życiu dziecka, a syna tym bardziej i ta reakcja bardzo silnie wybrzmiewa w wierszach. Wszystko, co miało miejsce w życiu tych dwojga ludzi, wraca w pamięci i wywołuje analizowanie i doszukiwanie się tego, co zostało stracone.
Przy tak dużej kumulacji emocji Kosmowski bardzo sprawnie przechodzi pomiędzy tematami, a jednocześnie wciąż kontynuuje ten sam – przemijania. Poeta potrafi przepracować sytuację, być może jej zapis staje się tego częścią i pewnego rodzaju manifestem mającym pokazać, że cały bagaż doświadczeń nie tylko jest ciężarem, a życie powtarza wiele tych samych epizodów (stąd tytuł szóstej części „riff”) i, niczym pająk, łapie w sieć człowieka, a ten zamiast cieszyć się kolejnym dniem, zaczyna snuć rozmyślania. Kosmowski nie zostawia czytelnika w przesiąkniętym, ciężkimi obrazami nastroju, dlatego „brutalna gitarowa solówka / łagodnie oswaja mrok” (s.79) próbując przebić się przez czarne scenariusze, nawet jeśli „w komunikatach wojennych / codzienna porcja cierpienia i śmierci” (s.98). Podmiot przemierza przez kolejne dni, nadeszła wiosna, stara się dostrzegać piękno, choć nie budzi wątpliwości fakt, że zawsze już pozostaje w nim dystans:
„od horyzontu po horyzont
jabłonie bielsze niż wczorajszy śnieg
a nad głową niebo coraz kunsztowniej
inkrustowało się krwawą czerwienią
afrykańskiego piasku” (s.90),
a to, co miało miejsce, nie będzie zdobieniem, a jedynie silnie zaznaczonym elementem, towarzyszącym w dalszym życiu. Poeta zdaje sobie z tego sprawę, dlatego, wyprzedzając trochę kolejne wydarzenia, przestrzega swojego czytelnika usprawiedliwiając siebie:
„więc gdyby w moich wierszach
coś wam nagle złowrogo zadudniło
albo postraszyło złowieszczo
to wiedzcie
że to nie ja
to ocena indyjski” (s.100).
Czy to wystarczy? Odpowiedzi na to pytanie można poszukać w ostatniej części zbioru. Już sam jej tytuł, „nocne sztormowanie”, motywuje do podjęcia działania, w przysłowiowy dzień, a pozostawienie za sobą tego, co było w nocy. Nie jest to łatwe zadanie dla podmiotu, tym bardziej docenić należy staranie wychodzenia poza łupinę, gdy „kabaret zapowiedzianej śmierci / niespodziewanie wznawia / działalność” (s.121), a w nozdrzach rozchodzi się petrichor. Podmiot jest dokładny w obrazowaniu wszystkich emocji, tych towarzyszących w trudnych, wcześniejszych, przeżyciach, jak i tych występujących podczas próby powrotu do normalności:
„patrzę jak wzburzone morze
odbija się w oczach wnuczki
i na chwilę zwyczajnie
jestem szczęśliwy
stojąc tu na samym końcu świata
na południe od wschodu
a tyłem do polski” (s. 109),
bo ma świadomość, że wszystko to co się wydarzyło, zapisane w pamięci zostaje na zawsze, ale jest też podwaliną dla kolejnych pokoleń, która w genach odziedziczy wytrwałość, tak jak on po swoim pradziadku. Dni, które się jeszcze otrzymało należy łapać i wykorzystywać, dlatego „pal diabli jutro / dzisiaj budujemy / zamki z piasku” (s.123). Niestety to, czy one będę miały w sobie wystarczająco mocne fundamenty, uzależnione jest indywidualnie, bo gdy pojawi się „babie lato - / igła gramofonu / potyka się na rysach” (s. 120) i trzeba podjąć trud, by nie upaść.
Andrzej Kosmowski oddał zbiór mający jeszcze jedną ważną rolę.Przeplatanie przemijania z pamięcią. Autor bardzo dosadnie zwraca uwagę na pielęgnowanie w pamięci tego, co z nami związane, szczególnie bardzo odległych wspomnieć. Cała książka mocno nakierunkowuje czytelnika na to przesłanie, które Kosmowski wplata od pierwszych stron. Dodatkowo zwraca uwagę na przekazywanie kolejnym pokoleniom istotnych rzeczy związanych z ich pochodzeniem. Stąd jego podmiot mówi o pradziadku, czy starych miejscach i z tego samego powody pojawia się postać wnuczki, z którą patrzy się w morze. To dziecko musi pamiętać o swoich przodkach, by wiedzieć, skąd czerpać siłę, o której pisane było wcześniej.
„jeszcze jedna noc” – tytuł zapowiadający jednocześnie kolejny dzień, który nastanie. Zbiór dyktowany osobistymi przeżyciami, jednocześnie daje obraz, w który wielu czytelników może wpisać siebie. Oczywiście nie poddaje się pod wątpliwość potrzeby napisania tej książki. Tworzenie w sytuacji, w jakiej poeta się znalazł (biorąc pod uwagę treść wierszy), to przekazywanie czytelnikowi autentycznych napięć, leków i niepewności. Jednocześnie Andrzej Kosmowski stara się iść dalej i taką postawę prezentuje podmiot wierszy. Wszystko, co w tym zbiorze się znajduje, buduje coś nowego i wracając do rozpoczynającego cytatu, to nowe, choć mocno doświadczone przez życie, jest silniejsze, starające się płynąc nawet pod prąd „w rejsie / ku niepoznawalnemu” (s.126). I chyba w tym wszystkim najważniejsza jest właśnie umiejętność nie rezygnowania. Ta pozycja książkowa zmusza do refleksji, co najważniejsze, nie jest tylko przekazaniem suchych faktów, jest autentyczna. Czytelnik otrzymuje od Kosmowskiego sporą dawkę informacji dotycząca życia, sam jednak musi wyciągnąć wnioski po tej lekturze, bo:
„rozbite lustro
w każdym okruchu
odmienne wspomnienia” (s.48)
Andrzej Kosmowski, jeszcze jedna noc (ANAGRAM, Warszawa 2022, s. 129)