„jestem idylliczną sentencją o lędźwiach Troi” – o tomie „List z detencji” Wojtka H. Borkowskiego
Zazwyczaj kiedy biorę do ręki czyjś tomik, mam do czynienia z poezją, która dotyczy jakiegoś wycinka życia Autora, ma zamkniętą konstrukcję, zbudowaną wokół jednej wyraźnej koncepcji, przewodniego tematu. W tym kontekście „List z detencji” Wojtka H. Borkowskiego jest czymś więcej niż standardowym tomem poezji. Omówić go na kilku stronach nie sposób. Można jedynie postarać się nakreślić jego najbardziej wyraziste punkty.
Tytuł tomu jest jednocześnie tytułem jednego z wierszy mówiącym o – przymusowym – pobycie w szpitalu, w domyśle psychiatrycznym. Jednak błędem byłoby poddać się sugestii, że tom zawiera wiersze szpitalne. Autor wysyła do nas „list” z szerzej rozumianej „detencji”. Jest nią samo życie. Ale zanim wejdziemy w treść, najpierw warto poświęcić uwagę formie. Autor przywiązuje do niej dużą, jeśli nie pierwszorzędną, rolę. Oddaje jej swoisty ukłon wybierając na pierwszy wiersz tomu taki, który zaczyna się cytatem wiersza Wojciecha Giedrysa z dominującą frazą - „Forma staje się ciałem”. Paradoksalnie jednak forma tego pierwszego wiersza jest dosyć minimalistyczna i różni się od większości –bardzo rozbudowanych, z długimi frazami, gęstymi od środków poetyckich - wierszy w dalszej części. Biorąc pod uwagę, że mowa w nim o herbacie – nierozłącznym trunku Autora – można przyjąć, że ten wiersz jest nie tylko oddaniem formie tego, co jej się należy, ale też esencjonalnym zaproszeniem nas do wypicia herbaty w towarzystwie Autora, który rozmazuje „w dłoniach / kod kreskowy Księżyca” (*** [ampułki ze słońcem…], s. 5) Przywołując cienie Ozyrysa i Setha odkrywa przed nami pierwszą ze swoich pasji – zainteresowanie mitologiami. Ta zbieżność zainteresowań podmiotu lirycznego źródłami kultury, a w dalszej części tomu zbieżność z innymi pasjami Autora, nie pozostawia wątpliwości, że jest on jego alter ego.
nie wziąłem się
z niczego
przecież
niekiedy dochodzą do mnie porozrzucane wieści
z których nie mogę nigdy złożyć raweńskich mozaik
(„Przystanek kolejowy Świętajno, późny wieczór, 1 listopada a.d. 1998, s. 77)
A jednak c o ś – jakiś obraz świata, człowieka – próbuje złożyć. Właśnie z mitów, podań, legend, kart historii, z mądrych ksiąg filozofów, pisarzy, z żywotów świętych i wyklętych reformatorów , z własnych doświadczeń i odczuć. Chociaż ma świadomość, że może nikogo nie zainteresować jego „mozaika” w świecie, którego mieszkańcy w większości już nie oddają czci ani bogom, ani filozofom.
komu potrzebne są
te wszystkie mity legendy podania i baśnie
te wszystkie drwiny na temat dobra miłości i harmonii i to o zgrozo w wersji absolutnej
(…)
te wszystkie figury retoryczne motta cytaty i wykładnie
kiedy zapewniono jedynie odmóżdżoną stabilność kłamstwa
bez porzuconego na progu znaku pokoju
(…)
komu Jean Calvin Blaise Pascal i Rene Descartes komu bułka z masłem salami
i żółtym serem
(***[komu potrzebne są…], s. 8)
A jednak Autor zaprasza nas na spacer „przez te same ulice herbacianej pociechy przez te same ulice znoszonych znaków zapytania/ choć pytać nie ma po co” (*** [bezspornego dnia], s. 6)
bo jeśli Zły nie jest panem świata tego to jest jego pośmiewiskiem ku uciesze zacnego pospólstwa
zawsze czyni bowiem to co inni boją się uczynić
(*** [bezspornego dnia], s. 7)
Mimo to (a może tym bardzie dlatego?) taki intelektualny „spacer” jest dla Poety konieczny, bo „niepewność jest chyba jedynym wytrawnym sposobem wybudzenia mózgu” (*** [nie wiem czy wyczaisz klimat}, s. 11). Poza tym stawia sobie za ambicję „mówić prawdę o świecie widzianym / nie z perspektywy spikerów, ale marginaliów” (Dawid Jung, „Historia pewnej dykcji poetyckiej”, s. 10) Otwarcie na ogląd rzeczywistości z szeroko rozumianej perspektywy, nie wykluczając tej przeszłej, jest warunkiem niezbędnym, by „mozaika” była cokolwiek warta. Takie zadanie Autor postawił nie tylko przed sobą, ale i przed czytelnikiem.
Niezależność, wolność myślenia jest jednym z tych przywilejów człowieczeństwa, który podmiot liryczny ceni sobie najbardziej. Nic więc dziwnego, że przywołuje nazwiska reformatorów i innych odważnych myślicieli –
Kalvin i Servet niczym Valdo i Zwingli jak Angelus Silesius i Grigorij Jefimowicz Rasputin
którzy u stóp niewierności obcością i kłami Setha sięgają po kielich władców mrowiska
(*** [bezspornego dnia], s. 7)
Na szczególną uwagę zasługuje przywołanie postaci Angelusa Silesiusa, czyli Anioła Ślązaka, śląskiego poety religijnego doby baroku. Jak podaje Wikipedia – „Anioł Ślązak, będąc spadkobiercą wielkiej tradycji Eckharta, Taulera, a także Böhmego, nadał jej całkiem osobisty wyraz poetycki. Przekroczył wszelkie konfesyjne sformułowania, ponieważ Boga nie da się zdefiniować - jest On zarazem Wszystkim i Niczym, Bytem i Nicością.”
Te słowa brzmią jak dalekie echo słów Autora „Listu z detencji” -
bo jeśli On jest to tak jakby go nie było bo jeśli go nie ma to tak jakby był
(*** [przenajświętsze huśtawki…], s. 18)
Wojciech H. Borkowski do metafizyki podchodzi ostrożnie. Nie neguje jej wartości , również w poezji -
z metafizyką daleko zajdziesz oczywiście jeśli przeżyjesz
(*** [nie wiem czy wyczaisz klimat], s. 11)
Ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, jak delikatnie trzeba się z nią obchodzić. Znacznie pewniejszym terenem do poetycko-intelektualnych „przechadzek” jest dla niego historia. Wykorzystuje ją po mistrzowsku. Daje nowe życie zapomnianym ludziom i miejscom. Ci, którzy znają go bliżej, wiedzą, że jest wielkim pasjonatem historii ze szczególnym uwzględnieniem historii Olsztyna, który najczęściej nazywa Allenstein. Nie mogło zatem zabraknąć w jego – długo oczekiwanej na wydanie - książce tekstu poświęconego ukochanemu miastu. Wiersz Allenstein, der Bahnof, den 21/22 Januar im Jahre des Herrn 1945 jest nie tylko przywołaniem tragicznego losu pacjentów ze szpitala psychiatrycznego, ale także próbą przełamania bariery czasu - spojrzenia na wydarzenia z perspektywy naocznego świadka.
właśnie wychodzę z olsztyńskiego dworca –
cztery godziny po północy jest taka sama temperatura jak tamtego zarania
(…)
Kavalier von Naguschevsky zapomina na ławce zamszowych rękawiczek i filcowego kapelusza
Oberbürgermeister Schiedat dopala cygaro za pięć reichsmarek
Herr Landrat Benkmann zaczytuje się w wylęknionym rozkładzie jazdy
zaraz przyjdą obłakani z Kortau
(…)
gdzieś tam za plecami płonący Bahnhof elegijnie odjeżdża na dymiących pulmanach kruczej godziny
w stronę zastawnych bocznic potłuczonych czerepów zgniecionych
kirysów i zbutwiałych fotografii u progu eremu zarośniętego na
ślepo nieczystym popiołem starego mistrza śmierci
z Sanssouci
Na marginesie, czas jest jednym z najbardziej frapujących Wojtka składników naszej rzeczywistości. Nie jest przekonany co do jego linearności, czego daje dowód również w swoich wierszach.
W tomie znalazły się również ślady dwóch innych pasji Autora – kolei i kobiet. Tej drugiej poświęcił jednak więcej miejsca –
padam przed Tobą
moja Wuschel Ecclesio
na każde kolano
ziemskie niebieskie piekielne –
wielu widziało płaczącą ikonę
ale tylko ja widziałem ją w nocy
na Twoich piersiach na Twoich pośladkach
na wewnętrznej stronie ud
(„Ojciec Karl Josef Erich Rahner SI pisze list do Luise Riiser”, s. 59-60)
Jego erotyzm łamie wszelkie tabu. Ale dużo ważniejsza jest jego świadomość różnic między wierszem erotycznym a miłosnym i umiejętność budowania jednego i drugiego. Przykładem wiersza miłosnego jest przepiękny wiersz „Mon Toulouse” . Jest on dla mnie jednocześnie największym zaskoczeniem tego tomu.
pisać wiersz o miłości
to pisać wiersz o zapachu lawendy w Prowansji
i o Gare de Toulouse – Matabiau
którego secesji nigdy nie tknę
swoimi krokami
pisać wiersz o miłości
pisać wiersz o miłości
to pisać wiersz o nieskończonym kuszeniu proroka
i o bzach na północy
których samotny kolor śpiewa o Helenie
jakiej nigdy nie porwę
(…)
pisać wiersz o miłości
to milczeć
Ostatnie wersy przynoszą odpowiedź, dlaczego poczułam się zaskoczona. Wojtek woli pisać wiersze erotyczne, „bo w końcu orgazm czyni spokojnym” („Wiersz poronny”, s. 86) w przeciwieństwie do miłości, która ten spokój odbiera.
Mozaika „Listu z detencji” jest wielobarwna, wielopłaszczyznowa i nie da się zamknąć na kilku stronach recenzji. Wśród wielu wiadomości, które przekazuje nam Wojciech-Poeta, Hieronymus-filozof, Borkowski-pasjonat historii, jest również ta, którą odbieram za najtrafniejsze samookreślenie się Autora – „jestem idylliczną sentencją o lędźwiach Troi” („Wiersz poronny”, s. 87)
„List z detencji” polecam każdemu, kto czuje głód intelektualno-poetyckich spacerów.