• 6 Listopad 2017

Potęiony

Maksymilian Tchoń

Zdzisław Antolski

TRUP W STROFIE CZYLI APOSTOLSTWO POEZJI

 

Kiedy poeta, Maksymilian Tchoń dowiedział się, że zamierzam napisać coś o jego tomiku, powiedział, abym się nie spieszył i dokładnie zrecenzował jego twórczość. Ale tu powstał problem: jak ja mam dokładnie, metodycznie i precyzyjnie opisać krytycznie jego poezję, jeśli ona robi na mnie wrażenie jakiegoś wichru, huraganu, szalonego pędu, który przynosi ze sobą raczej chaos i zamieszanie niż porządek, nadający się do sklasyfikowania.  Bo poezja Tchonia to burza młodości, zawrót głowy od piękna istnienia, poszukiwanie klucza do opisania swojego świata, odbytych podróży, zdarzeń z życiorysu i wrażeń oraz przemyśleń z lektur. Poezja Tchonia, to gorąca lawa wydobywająca się z wulkanu młodości.

Na przykład do Homera zwraca się bezceremonialnie: „Dziś, spacerując / w mojej sennej wizji po Central Parku Wiecznego Miasta / ze słuchawkami na uszach, buduję swą kanwę myśląc, że / mógłbym tutaj nabyć dom na starość. Wylewam się głosem / serca i roztropnością umysłu. Moje wnętrze osiąga poziom / powyżej nieograniczoności formy… Ty i ja na wieki (…).

I choć nie jestem takim jak Baudelaire, / to również chciałbym chodzić ulicami i myśleć, czy na jutro będę miał wiersz dla matki i kochanki. Dla chleba… Teraz / usiadłem i zadumałem się nieśmiało, a w moich oczach żywioł / deszczu pokrywa już Twoje rozmierzwione włosy…  teraz / widzę tylko tę postać i słyszę głos mówiący: „Eviva l’arte, / niech żyje sztuka, niech żyje życie, niech żyje!” adieu.”

Jest w tych wierszach niepohamowany zachwyt nad światem, prawie porównywalny do entuzjazmu Kazimierza Wierzyńskiego ze zbioru „Wiosna i Wino”, ale bardziej współczesny, nowoczesny, bardziej przypominające wiersze O’Hary. Jest także w tych wierszach pochwała młodości, siły, poszukiwanie własnego wyrazu, a także pewnego rodzaju bezceremonialność, jak w wierszu „Pieśni Prometeusza. Notatki z nocy (Szkic)”:

Jestem aktorem boiska, ja brukarz, frezer, cieśla – dryblując pomiędzy okiem Boga a czeluścią ziemskiej formy – dostępuję zaszczytu bycia królewskim strzelcem. W bramy nieba, Boże w bramy nieba, gdzieś pomiędzy Styksem a Polami Elizejskimi leży mahoniowa szkatułka. Otwieram ją niczym obrót o 360⁰. Przewrotka, nożycami trafiam w gardło Boga – on podobno nie ma chrząstki Adama a ja nieszczęśliwy w puszce Pandory a ja, ja.

Odnajdziemy w tej poezji niepohamowany zachwyt nad światem, prawie porównywalny do entuzjazmu Stachury czy O’Hary. Wyobraźnia Tchonia jest nieokiełznana, nie uznaje żadnych tabu i nie ma granic. Potrafi urzekać i być zachwycająca jak sama młodość. Kusząca i pachnąca jak wiosenny bukiet kwiatów czy kiście bzu. Czytelnikowi poezji sprawia wiele radości i daje chwile, wytchnienia i podziwu. Wiele jego obrazów jest odkrywczych, nowych, samo swoich, choć można się dopatrzeć podobieństw z wieloma poetami. Czego i kogo w tych wierszach nie ma? Jest wszystko i wszyscy: pojawia się Miłosz, Herbert, Broniewski i Baudalaire, Krynicki, Stachura, Rymkiewicz,  Louis Armstrong i „Stawka większa niż życie”, a także amerykańscy raperzy. W utworach, jak w tyglu zmiksowanych, jest wiele wątków i dużo postaci ze światowej literatury, a wszystko pod sztandarem bezpretensjonalnej poezji, która prze naprzód, niczym nieposkromiona rzeka.  A zawarta w niej domieszka surrealizmu i swoistej fantazji, działa na czytelnika jak dobry trunek!

Poezja Tchonia to nieustający monolog, zachwyconego światem i samym swoim istnieniem, poety, ale przy tym pilnego studenta polonistyki, oczytanego erudyty, podróżnika i nienasyconego malarza słów. O sobie pisze nader trafnie: „Ja samoistna forma językowa / i niepoznana alegoria słów. Teraz wiem, to moja skóra / rumieńcem okryta, czująca pot”. Mamy tu więc zjednoczoną wyobraźnię, słowotwórstwo i fizyczność, doznaniowość, olśnienie zmysłowe, biorące górę nad chłodną refleksją krytyka chylącego „poradlone czoło”. Jest tu jakiś poryw energii, godny romantyków, walczących z klasykami. To tyle odnośnie tomiku „Ars poetica” (2015).

O Maksymilianie Tchonie można przeczytać na okładce jego zbiorku: „ urodzony w 1987 roku. Pochodzi z Tarnowa. Licencjat polonistyki UJ. Autor tomów Całkowite zaćmienie (2015), Http (2015), Niecierpliwy (2013) oraz tomiku Życie jak poemat (2012). Publikował również w „Aspiracjach” – almanachu literackim młodych, kajecie „Dziś będę poetą” oraz w Internecie na łamach Biura Literackiego i portalu www.poema.pl. Pasjonują go muzyka, sport, góry i dobra książka”.

Był także pomysłodawca Almanachu Literackiego Młodych Synekdocha (2015-2016).

W kolejnym zbiorku, pt. „Potępiony” (2016), Maksymilian Tchoń jest bardziej autotematyczny. Już w pierwszym wierszu „Poeci wyklęci” formułuje jakby program poetycki:

Zaogniony konflikt w poezji
sprzeczność interesów
ranny i trup w białej strofie
domaga się godnego

Odniesienia
otwarty na wszystkie fronty
żołnierz i poetica licencja
na wzór greckich kolumn

Jedni idą pod prąd drudzy
rzeźbią historię z prądem
zbiorowa histeria matek

(…)”

Trup w białej strofie, jako krytyka epigonizmu i zatęchłej szafy? Czy pochwała tradycji? Być może jedno, może drugie, w każdym razie dowcipne i odważne. W zbiorze tym możemy przeczytać również programową rozmowę z przyjacielem poetą, Karolem Samselem, który prezentuje teorię „apostolstwa pisania”. Wydaje mi się, że Tchoń się z nią utożsamia, choć tego wyraźnie nie deklaruje. Oto odpowiedni cytat: „Co oznacza dla mnie apostolstwo pisania i czy dystans, który jest pomiędzy sferami poznania, czy poznawania coraz to nowszych technik pisania i uwrażliwienia na piękno – odnosi się do naszego codziennego życia i warunkuje przez to niemoc podmiotu lirycznego względem samego siebie (autora) demiurga, który jest tylko narzędziem w ręku inspiracji, a może sugestią myśli, które wyłącznie w bliskim związku z Bogiem mają szansę nabrać charakteru pełnoprawnego organizmu literatury?”

Nie podejmuje się teraz oceny tej intelektualnej propozycji, ideowo-literackiej, o której szerzej można przeczytać w książce Tchonia. W tym zbiorze znajdziemy też kilka narcystycznych, ale sympatycznych autoportretów poety, szukającego swojego miejsca we współczesnym świecie. Może najbardziej urocza jest ta z utworu „Intuicja (proza poetycka)”:

Ja fanatyk wersu, heretyk słowa, uwodziciel drukarskich
czcionek – stawiam dziś sobie tę tezę, czy patrząc na
efekt oddania ostatnich lat; otrzymam hałas papilarnych
dłoni na kartach mego życiorysu – zagości radość
i spowinowacona prawda? Leżąc obok chorego na raka

W sumie muszę powiedzieć, że propozycja poetycka Maksymiliana Tchonia jest bardzo ciekawa i obiecująca dla czytelników poezji. Zwłaszcza, iż rzadko się u nas zdarzają poeci mający ambicje intelektualne, a przy tym są obdarzeni talentem i inwencją słowotwórczą. Osobiście będę czekał na nowe tomiki Maksymiliana Tchonia z dużym zaciekawieniem i z nadzieją na kolejną porcję dobrej poezji. Szkoda, że nie został dostrzeżony przez krytykę, co ja staram się w tej chwili w pewnym sensie nadrobić.

--

Maksymilian Tchoń, Ars Poetica, Wyd. Adam Marszałek, Toruń 2015;

Maksymilian Tchoń, Potępiony, Nowy Świat, Warszawa 2016;

 

Zdzisław Antolski

Powrót

okładka książki Ars poetica