Czekanie na świętowanie

  • 16 Grudzień 2018

 Iwona Sakrajda

 

Wracam do domu z syndromem „Jingle bells”. Nawet myśli biegną w rytm świątecznych piosenek. Odwiedzając centrum handlowe, zaślepiły mnie promienie lampek i kolorowych bombek w witrynach sklepów. Spojrzenia Mikołajów i reniferów zapraszają do robienia zakupów. Wszyscy się spieszą, pną do góry po ruchomych schodach jak alpiniści na szczyty (byle tam zbyt długo nie zostali). Dzieciaki w czapkach z pomponami niczym te kolorowe bombki, okrągłe jak brzuchy bałwanów. Nie wiedziałam, czy biec za nimi, czy odwrócić się na pięcie i wrócić po świętach. Zostałam. Opcja kupowania prezentów przyciągnęła mnie jak magnes do lodówki, na którym widnieje narysowany uśmiech (lepszy uśmiech na lodówce niż żaden).

Nadchodzą Święta. Czas pięknych kolacji, dwunastu potraw i prezentów. Czas dobrych życzeń, pachnących choinek albo w wersji ekologicznej - plastikowych, niezniszczalnych. W marketach kolejki długie jak poszukiwany jeszcze niedawno pyton (swoją drogą, bardzo oryginalna pasja - hodować ryzyko we własnym domu).

W oknach mieszkań szyby lśnią, czekają na wypatrywanie śniegu i pierwszej gwiazdy. W domach trwają przygotowania, kuchenne zapachy i konspiracyjne pakowanie prezentów. Czas wspomnień. Na myśl przychodzą  przejażdżki sankami, pusty talerz przy stole, który dla niektórych był tradycją, zanim stał się faktem. Drżąca łza w oku jak liść, który nie zdążył opaść, mimo, że jego czas minął. Święta w palecie barw. Kiedy byłam dzieckiem, w wigilię wyczekiwałam pierwszej gwiazdki ze swoim Tatą, którego już nie ma pośród żyjących. Trzymając mnie na rękach pokazywał, skąd przyjedzie pan Mikołaj. Nie udało mi się tego pana zobaczyć do tej pory. Prezenty jednak zostawiał. Skąd je brał, kiedy nie było centrów handlowych?

Nadchodzi wieczór wigilijny, gwiazdka. Z łaciny „wigilia” oznacza czuwanie. W naszej polskiej tradycji  to piękny czas. Była inspiracją dla poetów, a dziś świąteczne wiersze są natchnieniem dla nas. Jak wiersz Mieczysławy Buczkówny:

„Przy Wigilii”

„Podzielić się opłatkiem,

Powiedz mi, co to znaczy?

To dobrze życzyć innym

I wszystko im przebaczyć…”

Zaczyna być coraz bardziej istotne, co kupujemy w prezencie, jaki obrus i jaka koszula na święta. „Może kredycik” dla potrzebujących, żeby umilić kilka dni w roku? Tylko właściwie po co ? Dlaczego tak bardzo sobie cenimy czas, który jest limitowany i nie ma dodatkowych pakietów, a jeśli już, to zawsze kosztem czegoś lub kogoś ? Dlatego, że śnieg? Nawet jeśli spadnie, to się stopi i zniknie. Dlatego, że prezenty? Centra  handlowe są wciąż pełne ofert i promocji bez względu na kalendarz. Choinka też się osypie, a jeśli jest w wersji „niezniszczalnej”, to się znudzi. Pyszne potrawy w efekcie nadużyć kończą się niestrawnością. Więc po co czekamy na święta? Czekania trzeba się uczyć. Bardzo często czekam. Czekam aż przestanie padać, żeby wyjść na spacer z psem. Czekam aż telefon się naładuje. Czekam na aktualizację w komputerze i na jakąś miłą wiadomość. Czekam na urlop i na ładną pogodę (teraz na śnieg). Jak śpiewa Łukasz Zagrobelny - „Życie na czekanie”, czy jak w wierszach Twardowskiego:

„Czekanie”

Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem

o swym panu myśli

 i rwie się do niego

 na dwóch łapach czeka

 pan dla niego podwórzem łąką lasem domem

 oczami za nim biegnie 

 i tęskni ogonem

 

 pocałuj go w łapę

 bo uczy jak na Boga czekać

 

„Czekanie”

kto miłości nie znalazł już jej nie odnajdzie

a kto na nią  wciąż czeka nikogo nie kocha

martwi się jak wdzięczność że pamięć za krótka

Czekamy więc na święta, żeby powiedzieć komuś „kocham” zamiast „ wszystkiego najlepszego”? Może czekamy na nie, żeby komuś przebaczyć w tak uroczystych dniach? Oby nie na chwilę (żeby podkręcić atmosferę). Nie mamy jednak pewności, że święta nadejdą , bo przecież czas na limicie i może się kończy? Może gdzieś za zakrętem albo w komórkach organizmu? Dlaczego więc czekamy? Święta przywołują ciepłe chwile, mimo, że to zimowe święta. Wszyscy ulegamy przyciąganiu miłości. Po co byłyby święta i prezenty, gdyby nie istota spotkań? Zanim postawię pusty talerz przy wigilijnym stole i dosunę krzesło, zrobię sobie święta dziś i komuś przebaczę, a co! Prezent też sobie kupiłam, awaryjnie, gdyby Mikołaj się pomylił. 

Księgarnie pachną bardziej niż cynamon i nie grożą niebezpieczeństwem konieczności odwiedzenia apteki w celu nabycia środków na lepsze trawienie. Każdy wie, co mu lepiej smakuje i co lepiej trawi jego wyobraźnia. Niemniej  jednak restauracje z książkami, biblioteki, nadal mają swoich stałych smakoszy, a one w menu podają niezmiennie nowe rarytasy. Księgarnię odwiedziłam. Dorzuciłam kilka świątecznych kartek do zakupu prezentu (tego dla siebie) i wyślę tradycyjną pocztą do kilku osób życzenia. Zrobię to dziś. Nie będę czekać.  

                                                                                                            

 

Iwona Sakrajda

Powrót