Iwona Sakrajda
Uwielbiam podróże pociągiem. Stukot kół, zmieniające się za oknem horyzonty, kolory nieba i przystanki na malutkich stacjach. Drogę przede mną. Większość pasażerów obserwuje mijające widoki. Niektórzy nerwowo sprawdzają bilety.
Wpatruję się w sąsiadów. Obok mnie siedzi młody człowiek, ciężko nawet określić płeć. Czapka z daszkiem, przylegające spodnie i sportowe buty. W uszach słuchawki. W tle słychać rozmowy podróżniczek, niczym ze sceny w „Dniu Świra”, kiedy główny bohater, podróżujący pociągiem słyszy nieustanne „świergotanie” siedzących obok w przedziale pań, z mało zrozumiałą treścią. Wśród pasażerów jest mężczyzna z gazetą na twarzy (wiadomości go przygniotły?). Wpatrując się w sąsiadów podróży, dostrzegam niezauważone dotąd kobiety. Mają łagodne twarze, makijaż spokoju. Znajdują się jakby za parawanem ochronnym, nie patrzą w okno. Nie zerkają w uwodzicielskie wyświetlacze i nie mają w uszach słuchawek. Wiekiem zbliżone do człowieka w czapce z daszkiem i sportowych butach.
W świecie, w którym wirtualność zmodyfikowała hierarchię wartości, zobaczyć młode osoby z książką to rzadkość. Dwie, wspomniane przeze mnie młode kobiety czytały książki. Na twarzy jednej z nich rysował się wyraźny uśmiech.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego skazujemy na dekapitację wartościową literaturę, poezję? Dlaczego konsumujemy naprędce zakupione na raty namiastki szczęścia, redukując prawdziwe piękno? Szukając spełnienia zapominamy o swojej wyjątkowości i prawdziwym bogactwie. Każda strona powieści, każdy wers wiersza przeczytany przeze mnie, to coś, czego nie kupię w promocji. Nikt nie podaruje mi w pakiecie emocji i uczuć towarzyszących czytaniu. Karmimy się fast foodami literackimi z coraz większych ekranów wyświetlaczy. W rezultacie popadamy w zaburzenia odżywiania naszych umysłów.
Wycieczka pociągiem jest dla mnie jak pobyt w pensjonacie pełnym nadziei, kiedy widzę czytelników. Uśmiecham się do nich. Cudownie jest zobaczyć, że jeszcze ktoś szuka czegoś więcej. Może to, co naprawdę widzimy, to właśnie to, co czujemy? Może rzeczywistość jest właśnie taka, jak widoki zza szyby jadącego pociągu? Ulotna?
Żałuję, że nie udało mi się podejrzeć tytułu książki, która narysowała uśmiech tej młodej kobiecie. Druga trzymała swoją lekturę w dłoniach niczym skarb. Nie miałam śmiałości, mimo swojej ekstrawertycznej natury, przerwać im tej wyprawy i zapytać.
Kiedy korzystam z kolei zawsze zabieram ze sobą jakąś lekturę. Bywa, że jest to tomik z wierszami. Autor jest wtedy dla mnie towarzyszem podróży. Moje wycieczki nie są długie, jednak zawsze ubogacają. Jak ta.
Wtedy akurat czytałam „188 dni i nocy” Janusza L. Wiśniewskiego i Małgorzaty Domagalik (Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009). Kolejny raz zresztą. Lekko i szybko pokonując swoją odległość mogłam czytać listy z Frankfurtu, Paryża czy z Kos. Listy są piękną formą komunikacji. Czymś znacznie więcej niż teraźniejsze wiadomości. Zastanawiam się, dlaczego kondensatem naszych umiejętności komunikacji stały się puste memy w sieci i komunikatory w telefonach?
Podróż dobiegła końca. Pociąg się zatrzymał. Przywitał mnie wiatr. Wysiadłam ubogacona drogą, uśmiechem współpasażerów i dotykiem kartek z nadzieją na korespondencję. Może wśród nas są jeszcze ludzie, którzy cenią sobie wymianę myśli w sposób, który zanika? List. Magiczne słowo, które jest tajemnicą, nieodkrytym skarbem. Może napiszesz do kogoś, podzielisz się z kimś, jakie wrażenia wywarł na Tobie przeczytany ostatnio wiersz?
„Pisz do mnie listy
Srebrem potoków
Na srebrnożółtych kartach pól,
Pisz do mnie listy…”
(K.K. Baczyński, „Pisz do mnie listy”)