Powroty

  • 11 Lipiec 2019

Bogdan Stefański

Gdy siada się nad pustą kartką pozostają już tylko dwie możliwości. Napisać coś, lub też od napisania się powstrzymać. W pierwszym przypadku winą obarcza się jakąś bliżej nieokreślonązmorę zwaną Weną. W przypadku drugim narzeka się, że owa Wena właśnie człeka, a jakże –poczciwego, opuściła.

Owa Wena jest potworą nieznośną. Pojawia się znikąd, znika bezszelestnie, nawiedza o nieprzyzwoitych porach. Takich jak noc w pełni, lub dzień spowity mgłą. Owa poczwara jestbowiem absolutnie nieprzewidywalna i całkowicie niezależna od woli piszącego. Jeśli się jejpragnie – umyka. Ot stworzenie posiadające wszelkie atrybuty femme fatale. Bywa onadrażniąca, bywa paskudnie dosadna, nie obca jej ironia, od czasu do czasu histeryzuje, a kiedyindziej cynicznie kpi z piszącego podpowiadając mu tak sprzeczne pomysły, że nawet węzełgordyjski wydaje się przy nich ledwo supełkiem na sznurówkach.

Oczywiście są i tacy, twierdzący że, ważniejsza jest Inspiracja. No może i prawda. Miło jest być zainspirowanym. Przyjemnie, gdy znajdzie się ją i gdy ona nie umyka niczym spłoszona łania przed nagonką barbarzyńców. I nie ma się co łudzić – barbarzyńca to ja – piszący.Inspiracja może mieć imię, może być miejscem, może być nawet ideą. Nigdy nie wiadomo z którego zagajnika umysłu nagle wyskoczy. Niestety często też nie wiadomo dokąd podąży i czy za nią zdoła się nadążyć. Płochliwe to to i chimeryczne, ale jak się już to zdoła obłapić,myślami objąć, wtedy człek wręcz ekstazy doświadcza. I wtedy zdaje msię, że Muzę uchwycił, że Apollem jest prawie. A tak patrząc z dystansu, to ani ona muza, ani on Apollo, a co najwyżej jakiegoś spoconego desperata dyszącego nad zapisaną kartką dostrzec można.

Słyszałem również, że istnieje ponoć coś takiego, jak proces tworzenia. Nie ukrywam, żem się zląkł strasznie. Jak każdy przyzwoity człowiek wolałbym w żadnych procesach nie uczestniczyć. Na procesie to się nigdy nie wie co będzie. Wchodzi się do sali jakoświadek/narrator, a wychodzi jako dajmy na to alter ego podsądnego/głównego bohatera. Tylkoczekać, aż założone na nadgarstki zostaną kajdany stereotypówokowy przyzwyczajeń, więzypowtarzalnych motywów. Już tak spętany twórca pisać nie będzie zdolny, za to będzie miał poczucie udręki i wtórności. Aż wreszcie chyląc nad biurkiem czoło wyszepce – tak o to wemnie przemija chwała świata! Zaprawdę powiadam, nie masz bardziej srogiego sądu niż sądnad procesem twórczym. A na koniec nawet nie można liczyć na jaką amnestię – ot napisałeś człeku, to teraz masz coś napisał.

Siedzę więc nad tą pustą kartką i szukam. Odwołuję się, rozglądam, porównuję, redaguję, tracę cierpliwość. A przecież żaden ze mnie pisarz, czy jaki inny poeta, od czasami coś nagryzmolę, ot jakieś rymy sklecę. Gdzie mi tam do tytanów pióra?! Gdzie do tych pracowitych geniuszy,którzy potrafią nie tylko książkę napisać, ale o zgrozo, wyczyn ów powtarzają z regularnością godną wskazań szwajcarskiego zegarka?! Podziwiam, gdy widzę, że autor taki to a taki cochwilę z innej na mnie spoziera okładki i jakby ze mnie pokpiwał i z moich marnych starań. Aż mi mróz krew w żyłach ścina!

Siedzę i mi smutno, żem tak mało twórczy. Smutno mi, że ta moja Wena jest jakaś taka leniwa, taka jakby wciąż zagubiona, taka pełna dezynwoltury. A o Inspiracji to ja już nawet jednegodobrego słowa nie mam! Cholera jedna, taka się zrobiła nieprzystępna, że nad napisaniemfelietonu człek siedzi dwa tygodnie, a i tak jedyne co mu do głowy przychodzi, to to co właśnieczytacie. I to już nie jest śmieszne! To jest prawdziwy ból tworzenia! Ja się pytam, gdzie jestsprawiedliwość?! Jak to być może, że chciałoby się wieszczyć, a umie się co najwyżejpiszcze?! Więc siedzę i mi smutno coraz bardziej, a z tego smutku, tom nawet się nie spostrzegł, gdym prawie dwie kartki zapisał. Drwi ze mnie Apollo okrutnie, oj kapryśny toopiekun.

Wreszcie przychodzi jeszcze znaleźć dla tego pisania jakieś uzasadnienie... W tytule napisałem, że ma być o powrotach... No i masz literacie (he, he, alem sobie posłodził), problem. Jednak gdyby tak pomyśleć, to właściwie wszystko pasuje. No bo przecież było o tej całej Wenie co mnie opuściła – to może i wróci? No i jest też o Inspiracji, a te zołzy, zawsze wracają, najczęściej zresztą pod podobną postacią. Jest też o procesie, a jak proces to może i apelacja, ajak apelacja, to trzeba będzie przed ten osąd powrócić. Okazuje się, że jak się uprzeć, to da sięwszystko wszystkim objaśnić.

A na koniec, jeśli ktoś do tego fragmentu dotrwał, troszkę poważniej. Żyjemy w czasach, gdy pisać można o wszystkim, dla wszystkich, bądź dla nikogo. To są czasy jakiejś post-literatury.Mogę sobie z tego ,,tworzenia” kpić i żartować, ale niestety są to żarty przez łzy. W czasach, gdy istnieją szablony do pisania powieści i programy do pisania wierszy, literaturze grozitrywializacja. I dlatego tym bardziej należy cenić tych, którym nie wystarcza, że czytają, alezastanawiają się również nad tym, co czytają.

 

Bogdan Stefański

Powrót